piątek, 9 września 2022

dziewiąty września

 Albo weźmy groch. W twarzy wszechobecnej drożyzny zmuszony byłem zrezygnować z niewątpliwie strączkowej fasoli na rzecz równie strączkowego grochu - jest po prostu trzy razy tańszy. Ponieważ w wegetariańskiej diecie, którą staram się stosować, obecność strączkowatości jest oczywista, pochłaniam grochu duże ilości nie martwiąc się o efekty uboczne. Mieszkam sam, więc mogę swobodnie się odgazowywać. Wsypuję więc do garnka pół paczki grochu łuskanego, zalewam wodą tak, by tylko przykryła ziarenka i na wolniutkim ogniu gotuję do miękkości, takiej tuż przed rozgotowaniem. Gdy groch sobie pyrkoli obieram trzy cebule, pół czerwonej papryki, jednego pomidora i dwa do trzech ząbków czosnku, a z cukinii odcinam końce. Na dno innego garnka nalewam olej i gdy zacznie dymić wsypuję posiekaną cebulę. Po zeszkleniu cebuli wsypuję kolejno pokrojone w kostkę paprykę, pomidora i cukinię. Wczoraj eksperymentalnie dodałem jeszcze cztery duże śliwki. Gdy wszystko zmięknie solę małą szczyptą i przychodzi czas na groch. Wczoraj był za mocno rozgotowany i nagle w garnku zaczęło bulgotać do tego stopnia, że dziś czeka mnie gruntowne czyszczenie kuchni. Jednak smak gotowej potrawy, która chyba nie ma jeszcze nazwy, jest wart wszelkich niedogodności. Na jarzynę zaś miałem wczoraj kiszoną kapustę z cebulą i czosnkiem. Żadnych, oprócz soli, przypraw, a smak niebiański.