piątek, 28 października 2016

dwudziesty ósmy października

Nie mam auta na łykend, Jeśli więc nie zdecyduję się na Wypożyczalnię, będę w Koszalinie. Robota opanowana, choć dziś miałem zły dzień. Od rana pobolewała mnie głowa i nie jarzyłem całkiem poprawnie. Jednak plan na dziś wykonałem, choć zajęło mi to czas do ósmej. Ostatnia dedlajn spaliła się, bo Niemcy się pochorowali (i dobrze im tak). Kolejna ( następny czwartek) wymaga stworzenia blisko stu rysunków i jeśli jutro uda nam się zrobić trzydzieści, a jest to możliwe, bo komponenty do nich są już gotowe i przewentylowane na każdą okoliczność i zatwierdzone jako poprawne, to w łykend dorobię brakujące i będziemy gotowi już we środę. Kasa tymczasem leci. I pewnie po najbliższej, wypadającej za tydzień, wypłacie, oparszywieję od tych pieniędzy. Inna sprawa, że tymczasem nie widać sposobu kiedy tę kasę wydać.
W Koszalinie wieje i liście lecą. Wracając dziś z roboty Prawie Wykończonym Chodnikiem od Franciszkańskiej do kładki na Dzierżęcince, obserwowałem coś, co z całą pewnością można nazwać "burym, skopanym Dywanem". Jesień już całą gębą.

środa, 26 października 2016

dwudziesty szósty października

Dziś w robocie do dziesiątej. Rysunki na jutro zaczęły schodzić około ósmej. Nie zrobiliśmy wszystkich, ale na rano niewiele ich zostało. Marzę o dniu w którym berliński projekt skończymy i będę mógł wreszcie zająć się jakąś nudną robotą od ósmej do czwartej. Zbliża się Długi Łykend. Czy zaszyję się nań w swoim mieszkadełku, czy może raczej zażyję spotkań z Bliskimi? Jeszcze nie wiem. Dużo zależy od tego czy będę mógł od najbliższego piątku dysponować jakimś autem. 
Już październik, a ja lecę, to jest podróżuję przez Czas. I tak od nowa: piątek, piątek, piątek i znowu Boże Narodzenie.

wtorek, 25 października 2016

dwudziesty piąty października

Wczoraj po powrocie z roboty i zjedzeniu posiłku przewróciłem się natychmiast i spałem zanim się przykryłem. Gdy więc obudziłem się w środku nocy zawziąłem się i na siłę wyspałem aż do budzika czyli do piątej.
O dziesiątej:
Kolejna dedlajn, na kolejne rysunki została wyznaczona na czwartek. Co z tego - Materiały do rysowanie dostaliśmy dopiero dziś w południe. Młodzież rozeszła się: o trzeciej Mateusz poszedł do szkoły (Politechnika Koszalińska), a Magda do domu. Do dziewiątej rysowałem sam. Potem i ja poszedłem do domu z mocną wiarą w to, że jutro od siódmej, we troje, zdążymy. Jak będzie na prawdę nie wiem. Powiem jutro. A teraz Posiłek i Spać. Proszę nie odchodzić od odbiorników. Jutro też będzie dzień.

niedziela, 23 października 2016

dwudziesty trzeci października

Zdążyliśmy. Dziś, w niedzielę, o wpół do dziesiątej, zapisaliśmy na serwerze ostatnie rysunki których dedlajn jest jutro o czwartej po południu. Ostatnie godziny były ciężkie. Zmęczone auto kadem oczy i podłączone do nich mózgi słabo już jarzyły. Wciąż urządzaliśmy krzyżowe kontrole tego, co wysmarowaliśmy i rezultaty tych kontrolnych kontroli wzbudzały śmiech pusty w autorach sprawdzanych rysunków. Powinniśmy odpocząć. Ja na pewno nie będę mógł jutro nic narysować - rzygam już auto kadem, a na przykład Mateusz zeznaje o tym, że budzi się w nocy kilka razy przerywając Kadowe sny o Projekcie. 
Albo weźmy Sympatię. Rozwijam tam jeden wątek. Pani mieszka niedaleko, zdjęcie ma atrakcyjne i wypracowanie do rzeczy. Chcę, bardzo chcę, aby był jakiś chleb z tej mąki, bo męka samotności coraz bardziej mnie przytłacza. 
Spokorniałem przez miesiące bezrobocia i bezpieniężności. Mało mówię. Dużo słucham. Uśmiecham się. I wciąż rozglądam za takim ułożeniem sobie życia, które zapewni mi Prawdziwe Bezpieczeństwo. 
Z Planu wyszedł Koszalin. Z Planu wyszła praca w XXX. Może więc Plan życzy mi dobrze i życie ułoży się dobrze?
Tymczasem jednak pójdę Spać. Po pracowitej Niedzieli przyjdzie równie pracowity Poniedziałek. 

sobota, 22 października 2016

dwudziesty drugi października

Dziś trzynaście i pół godziny pracowałem. Jestem kamieniołomowo zmęczony i wiem, że jutro też będę niewiadomoile pracował. Jedyna pociecha w kasie którą zarabiam. Zdrowie wraca do normy. Z psychicznym nieco gorzej. Poniedziałkowa dedlajn stresuje mnie jednak.

piątek, 21 października 2016

dwudziesty pierszy października, dwudziesta druga zero jeden

Dopiero wróciłem z roboty. Wszystko za. Za późno dowiedziałem się o najbliższej dedlajn. Za dużo jest w tym terminie do zrobienia. Za bardzo zmęczony jestem po czternastu godzinach pracy bez przerwy, aby mieć zaufanie do tego co narysowałem. Robię co mogę, a tu jeszcze osłabienie po ostatnim załamaniu zdrowia przeszkadza w pracy, że trudno więcej. Jednym słowem: chujnia. Dwoma: chujnia z grzybnią. 
Z powodu dymu związanego z kolejnym nieprzekraczalnym terminem, Prezes wywiązał się wreszcie z obietnic finansowych. Nie jestem jeszcze, co prawda, obrzydliwie bogaty, ale sto siedemdziesiąt euro za dwa tygodnie pracy w godzinach nadliczbowych jednak piechotą nie chodzi. Jak tak dalej pójdzie nie tylko wyrównam rachunki z Oryndżem, ale także zacznę oddawać różne przyjacielskie zadłużenia, czego życzcie mi Droga Frekwencjo. 

czwartek, 20 października 2016

dwudziesty października

Projekt wrócił. Byłem dziś w robocie do wpół do ósmej. Łykend również zapowiada się pracowicie. A teraz Spać.

środa, 19 października 2016

dziewiętnasty października

Nie wiem czy Szanowna Frekwencja zauważyła, że październik jest najdłuższym miesiącem. Na jego zapisanie potrzebujemy bowiem jedenastu liter. W robocie bez zmian koloruję kolejne papiery. Dziś jednak dowiedziałem się o tym, że jutro koło południa wrócę do Projektu. Muszę więc pamiętać rano aby Ciepło się ubrać, bo tam, w Sali Konferencyjnej na drugim piętrze jest zwyczajnie Zimno, chociaż śnieg tymczasem nie pada, jakby powiedział Kłapouchy. Wracałem dziś z roboty wspominaną Kładką. Remontu końca nie widać. Ze zdrowiem też lepiej. Kaszlę jeszcze jednak jest to Kaszel Zanikający. 
Myślę o jedenastym listopada. Chyba nie będzie mi się chciało pichcić różności i w domu zaproponuję tylko Picie i ew. zakąski. Odżywianie jednak zaproponuję Na Mieście lub Z Dowozem Na Telefon.

wtorek, 18 października 2016

osiemnasty października

Taka dziś nasunęła mi się refleksja: przecież w Koszalinie nie ma nawet porządnego mostu pod którym, w razie czego (tu mówi się: w razie "w") można by się przespać. Nie, żebym potrzebował takiego noclegu, ale myśl o tym, że zaniedługo kończy mi się umowa najmu mieszkania, jednak przywołuje myśli, że trzeba się będzie do Najemcy odezwać i prawdopodobnie renegocjować warunki.
Wracając dziś do domu zobaczyłem takie coś:
Przypomniał mi się na tę okoliczność jeden z pierwszych wpisów w blogu którego już nie ma. Pisałem tam o burym, skopanym dywanie. To tu nie wygląda buro i szeleści pędzone wiatrem i pachnie oszołamiająco. Jesień ma jednak swoje dobre strony.
 

poniedziałek, 17 października 2016

siedemnasty października

W projekcie BoxhagenerStraße nastąpiła zwłoka. Niemcy nie dostarczyli dokumentów na podstawie których moglibyśmy działać dalej. W związku z powyższym dostałem dziś, koło południa, propozycję niedoodrzucenia, abym pomógł Technologom w przygotowywaniu papierów produkcyjnych. Choć myślałem, że już nigdy więcej, to dziś znów drukowałem ryzy papieru i RĘCZNIE, DŁUGOPISEM, a też KOLOROWYM ZAKREŚLACZEM,  obrabiałem kolejne dokumenty. No i co robić?- taka robota.
Albo weźmy zapach zwiędłych i opadłych liści oraz dźwięki jakie wydają miotane wiatrem. Wędrując dziś z roboty nawąchałem się i nasłuchałem do syta. Przyszły mi na myśl jesienne spacery z młodości i dzieciństwa. Także te z kolejnymi Dziewczynami. Jakoś znowu po drodze zrobiło mi się z Sympatią. Target co prawda ograniczony, ale moja cierpliwość jest ogromna i wydaje mi się, że w końcu doczekam Docelowej Partnerki i nauczony poprzednimi doświadczeniami będę się starał raczej Brać niż Dawać. 

niedziela, 16 października 2016

szesnasty października

Nigdzie nie poszedłem. Całą sobotę przespałem. Może dziś?- dziś nie.
Zająłem się od rana programowaniem z pomocą VB. Zeszło mi do siódmej. Potem poszedłem po zakupy, bo w lodówce, może niekoniecznie tylko przeciąg, ale jednak wiele brakowało. Zakupy w Lidlu dostarczyły mi wiele radości, bo dowiedziałem się o tym, że nie tylko w Karfurze i w Tesko mają takie rarytasy:
Widząc takie rzeczy zastanawiam się wciąż jaką furorę zrobiłby sklep sprzedający Biustonosze Męskie. Wracałem w Ciemnościach. Dni w których widno jest do dziesiątej, najwyraźniej przegapiłem. Już dawno po Równonocy jesiennej i do końca marca będę czekał na Przybywanie Dnia.
 

piątek, 14 października 2016

czternasty października

No to spróbujmy z tymi fotografiami.
Wczoraj:
to chyba jarzębina czerwona.
I dziś:

Znowu jarzębina tylko gdzie indziej i klon ale nie ten z Morskie,j czerwony jak sumak, tylko zwyczajnie żółty.
I pomyśleć, że przez miejsce w którym dawno temu, ciemną nocą, spożywałem browar w towarzystwie niejakiego Małolata i podczas tego spożywania rozmawialiśmy o sprawach wówczas bardzo istotnych, przechodzę teraz dwa do trzech razy w tygodniu. W związku z remontem tego miejsca mam przemyślenia. Od strony Franciszkańskiej będzie elegancki chodnik z elegancką kostką, a po przekroczeniu Kładki co? - Czy dalej będzie tam Błotnista Ścieżka? coś mi tu nie gra.
Powinienem ruszyć się z domu. Korzystając z łykendu pójść trochę między ludzi. Do teatru może, do Filharmonii może, albo chociaż do kina czy kościoła. Zdziczeję tu na Bałtyckiej do reszty. Nic. Zobaczymy jutro. Teraz zaraz przygotuję sobie Posiłek Główny i poczytam może trochę przed spaniem?
 
 

czwartek, 13 października 2016

trzynasty października

Ostatnio wracam z roboty nienajkrótszą drogą przez kładkę, albo most tylko dla pieszych na Dzierżęcince. Jest tam teraz plac budowy. Dojście do kładki od strony Franciszkańskiej rozkopane dokumentnie, bo wymieniają nawierzchnię z niewiadomoczego na elegancką kostkę. Sama kładka, a zwłaszcza jej biało niebieskie balustrady, są teraz czyszczone, szpachlowane i malowane tymczasem szarą farbą podkładową. Widzę oczyma duszy Kolory które pojawią się na tym podkładzie. Ciekawość czy pozostaną białe i niebieskie, czy też może Miasto postanowi nadać Barierom inne? Po zejściu z Kładki dochodzę do Przepustu Pod Wiaduktem Kolejowym. Zadumałem się dziś nad zupełnie już jesienną scenografią tego miejsca. Zdjęcia nie mam tymczasem. Obiecuję jednak popracować nad tym. Tak, jesień już.

środa, 12 października 2016

dwunasty października

No i rozłożyłem się. Niby nie mam gorączki i oprócz ustępującego Kataru Wyraźnie Zatokowego i związanego chyba z nim Kaszlu Chyba Oskrzelowego, nic mi nie dolega. Jednak Słabość czuję, Słabość. Poszedłem dziś do roboty. Po trzech godzinach stwierdziłem odkrywczo, że (jak mawiała babcia mojej byłej żony) pożytku ze mnie tyle, co z psa gnoju i postanowiłem (jak z kolei mawiała Cenzura) nie męczyć kota i dać sobie na dziś spokój z robotą. Za chwilę Położę się i prawdopodobnie Zasnę z wiarą, że jak się obudzę, poczuję się znacznie lepiej. Czego i Wam, dostojna Frekwencjo życzę. No właśnie: Licznik czytaczy pokazuje jakieś kosmiczne liczby, ponad sto wejść dziś. Również z USA i tocóżżezeSzwecji. Niestety, wysoka oglądalność jakoś nie chce się przełożyć na komentowalność. Ciekawym mocno, jak do wyraźnych i idących w dobrym kierunku Zmiannalepsze w moim życiu, zwłaszcza zawodowym, ustosunkuje się Edi? Edi, gdzie Jesteś?

wtorek, 11 października 2016

Albo weźmy Inżynierstwo. Pracuję od kilku tygodni z dwojgiem młodych Inżynierów. Magda skończyła geodezję a Mateusz robi magisterium na budowie maszyn. Do Prawdziwych Inżynierów trochę im brakuje. Mają braki w Ogólnej Erudycji i w polszczyźnie. Oba te braki jednak, w niczym nie przyćmiewają faktu, że są niebywale Kompetentni w tym, co ze szkół wynieśli. Z Kindersztubą też u nich nie najlepiej. Jednak słuchają starszych i chłoną moje podpowiedzi jak gąbki. Widać zależy im na tym by mi dotrzymać
Doczekałem wreszcie Umowy O Pracę.Jjestem więc Bezpieczny przez dwa lata i myślę o tym, że po tym czasie okażę się jeszcze bardziej potrzebny, a co za tym idzie jeszcze bardziej Bezpieczny. Dzisiejszy obiad zapowiada się wybornie. Koszalińskie Klony wybarwiają się znacznie bardziej czerwono niż warszawskie. Są prawie tak czerwone jak Sumaki. No co tu dużo mówić - Świat jest Piękny i życie jest Piękne.

poniedziałek, 10 października 2016

dziesiąty października

Koszalińska pogoda dostosowała się do pory roku. Na przemian: leje, siąpi, dżdży, podeszczywa, mży i tak od rana. W robocie zelżało. Co prawda kosmetyczne zmiany o których pisałem ostatnio technicznie wymagają ogromnej pracy, bo każdy rysunek trzeba robić na nowo, ale ciśnienia czasu tymczasem nie ma. Dlatego wyszedłem dziś z pracy o czwartej i jedynym problemem jest to, co będę dziś jadł na obiad. Dziś padło na Spagetti Z Sosem gotowcem ze słoika. Podrasuję trochę tego gotowca i będzie Pysznie. Oprócz tego obowiązkowo Sałatka Z Pomidorów według matczynego przepisu. Dalej nie czuję się najlepiej. Katar zmienił swą konsystencję na taką bardziej betonową i ogólnie jestem Zatkany. Siedzę więc w Czapce Pilotce i kombinuję jakąś inhalację aby wreszcie skutecznie się Odetkać. Chyba będzie dobrze, bo gorączki jednak nie mam. Oprócz tego staram się odgruzować mieszkanie, bo do jedenastolistopadowego Zlotu Gwiaździstego już tylko miesiąc.

niedziela, 9 października 2016

dziewiąty października

Albo weźmy koszalińskie przewagi (niedowagi zresztą też). Niespełna rok mija odpokąd mieszkam w tym mieście. Obejrzałem już prawie cały cykl, bo jak przyjechałem liście już spadły, a teraz spadają. Jechałem tu szczęśliwy, bo dostałem pracę o jakiej marzyłem. Szczęście rozwiało się po trzech miesiącach, o czym w innym miejscu. Od marca do czerwca było źle. Klepałem biedę do tego stopnia, że nawet przestałem palić. Musiałem także sprzedać Pąsowego Hultaja. W czerwcu dostałem nową pracę. Nie byłem z niej zadowolony. Robiłem w robocie to, co potrafię ale nie znoszę robić. Produkowałem tony papieru i każdą wydrukowaną kartkę musiałem wziąć do ręki, a wiele z nich opisać DŁUGOPISEM. Na początku września przyszła zmiana. Zostałem doceniony przez Prezesa. Dostałem przeniesienie na inne stanowisko i dwudziestopięcioprocentową podwyżkę. Tego innego stanowiska jeszcze nie znam. Od piątego września pracuję w powołanym ad hoc dziale projektowym. Wraz z dwojgiem młodych ludzi szykujemy dokumentację montażową dla Niemców budujących osiedle przy berlińskiej Boxhagener Straße. Pracuję z przedostatniego zdania, to poważne nadużycie. Haruję w pocie czoła po kilkanaście godzin dziennie i w rezultacie we wrześniu zgromadziłem ponad sto pięćdziesiąt godzin nadliczbowych. Jednak w ostatni piątek dowiedziałem się o tym, że wiecznie jak dotąd marudzący Niemcy, wreszcie są zadowoleni i dokumentacja do stawianego w pierwszej kolejności budynku F jest takiej jakości jakiej oczekują i wymaga niewielu już i kosmetycznych raczej poprawek. W ostatni piątek także, zapadłem na najcięższą chorobę na świecie - mam katar i to nie jakiś zwykły, cienki przeziębieniowy katarek ale nastojaszczy, gęsty i zielony, katar zatokowy. Szczeliwie łykend, pierwszy od miesiąca, mam wolny i za pomocą czosnku i własnoręcznie wyciskanych soków cytrusowych myślę dojść do siebie do poniedziałku. Poleguję, przysiadam do komputera i nie bardzo wiem jak wypełnić sobie czas, do tej pory wypełniony wyłącznie pracą, Po nocach pracowałem też. Tuż przed północą zacząłem chwilę wspomnień i przeczytałem bloga zaczynającego się w raczej niewesołych okolicznościach po Wygnaniu Z Wieży. Stwierdziłem, że jest zbyt fajny aby go ukrywać. I tak oto jestem. Z nową nadzieją na ŚP i z wiarą w Plan zapraszam do lektury.