Dopiero wróciłem z roboty. Wszystko za. Za późno dowiedziałem się o najbliższej dedlajn. Za dużo jest w tym terminie do zrobienia. Za bardzo zmęczony jestem po czternastu godzinach pracy bez przerwy, aby mieć zaufanie do tego co narysowałem. Robię co mogę, a tu jeszcze osłabienie po ostatnim załamaniu zdrowia przeszkadza w pracy, że trudno więcej. Jednym słowem: chujnia. Dwoma: chujnia z grzybnią.
Z powodu dymu związanego z kolejnym nieprzekraczalnym terminem, Prezes wywiązał się wreszcie z obietnic finansowych. Nie jestem jeszcze, co prawda, obrzydliwie bogaty, ale sto siedemdziesiąt euro za dwa tygodnie pracy w godzinach nadliczbowych jednak piechotą nie chodzi. Jak tak dalej pójdzie nie tylko wyrównam rachunki z Oryndżem, ale także zacznę oddawać różne przyjacielskie zadłużenia, czego życzcie mi Droga Frekwencjo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz