sobota, 25 kwietnia 2015

dwudziesty piąty kwietnia

Wczoraj wypuścili Haneczkę do domu. Mnóstwo było zamieszania i czułe pożegnania z personelem, zwłaszcza z rodzynkiem, pielęgniarzem w spodniach - Panem Arturem. I to nie ja bynajmniej żegnałem się, tylko mama. Dziś było nieźle. Mama długo spała, ale jak już wstała, to była czynna, aktywna i mówiła zupełnie do rzeczy. Najwięcej pretensji miała do mnie o to, że zabrałem ją ze szpitala. Nic dziwnego. Od dziesiątego grudnia przyzwyczaiła się do tamtejszego środowiska naturalnego i powrót do domu musiał być dla niej szokiem. Mimo krótkiej chwili zwątpienia, gdy nie docierało do niej, że nie mogła już dłużej być w szpitalu i w żaden sposób nie mogłem Haneczki przekonać, że w domu jednak ma lepiej, jestem dobrej myśli, chociaż czeka mnie niewiadomojakdługi czas, w którym będę dosłownie uwiązany. Co prawda od poniedziałku przychodzi do mamy Opiekanka, ale nie będzie ona jednak twenty four seven. Jak ja wrócę z pracy, to ona będzie lecieć do swojego domu. I oby jak najdłużej potrwała taka sytuacja.
Dziś już letnio. Rozważałem ubranie sandałów.

niedziela, 19 kwietnia 2015

dziewiętnasty kwietnia

Sroki jednak wybrały zeszłoroczne gniazdo. Przydybałem je dziś na gorącym uczynku Wysiadywania Jaj.
Zarobiony jestem i Musiałem wziąć robotę do domu. Szykuję Listę Cięć Piramidy. Jeszcze trochę mi zostało, ale nie mogę więcej rysować, bo dupa mnie boli od siedzenia na Kuchennym Stołku.

wtorek, 14 kwietnia 2015

czternasty kwietnia

Leci, leci. Chodzi o czas. Magnolia na spacerniaku zakwitła i natychmiast dostała po głowie od Stefana. Zimny ten Stefan był jak cholera.
W sobotę wędrowałem z wnukami na Kopiec Kościuszki z krótkimi rękawami. Potem z jeszcze krótszymi jeździliśmy rowerami po bliższej i dalszej okolicy ich miejsca zamieszkania. A już w niedzielę powiało chłodem. Wnuki zgłębiały Smoki w pałacu Krzysztofory, a ja w tym czasie łapałem między chmurami słońce i próbowałem się rozgrzać w jego ostrych promieniach, stłumionych znacznie polarnomorskim powietrzem przyniesionym przez wzmiankowanego Stefana. Potem obiad u Babci Maliny i zaraz wypadało wracać do Warszawy. Droga od Radomia do Wodzisławia rozkopana. Mnóstwo zwolnień, ale widać, że budują dwujezdniową drogę expresową i już może na następną Wielkanoc pojadę do Krakowa w trzy i pół zamiast cztery i pół, godziny. Czyli jest dobrze. 

piątek, 10 kwietnia 2015

dziesiąty kwietnia

Wreszcie ciepło. Temperatura doszła dziś do 19°C. Jak to zwykle bywa, widziałem ludzi ubranych przeróżnie. Chłopcy z gołymi nogami i panie w paltach. Przyroda rusza z kopyta zazieleniło dziś na potęgę.
W robocie strasznie dużo roboty. Nie biorę jeszcze do domu, ale coś czuje dusza moja, że tylko patrzeć, jak zacznę. 
Hamulec leży. Dzięki Małolacie za zwrócenie uwagi na to, że E=1/2mv^2. Jednak także E=1/2Iω^2. Sprawa jest więc prosta: nie mogę zanadto zmienić masy ciężarków, ale mogę zmienić łamagę, wszak uczestniczy w całym interesie w kwadracie, czyli dwukrotne zwiększenie prędkości obrotowej zwiększy magazynowanie energii czterokrotnie. A gdyby zastosować przekładnię 1:4, to aż strach myśleć o szesnastokrotnym zwiększeniu efektu energetycznego. 
Sroki coś kręcą. Wracając z roboty zobaczyłem coś, co musiało być tańcem godowym. Ale gdzie będą składać jaja? - nie mam pojęcia. Wciąż nie ma mnie w domu i nie ma jak srok przypilnować. Najbliższy łykend spędzę w Krakowie czyli pilnowanie trzeba odłożyć do niewiadomokiedy. 

wtorek, 7 kwietnia 2015

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

szósty kwietnia

Haneczkę wzięliśmy dziś na przepustkę. Od dziesiątej do szóstej po południu była w swoim naturalnym środowisku - w domu. Choć jej wydaje się, że mieszka w Drewnicy. Normalnie rozmawialiśmy. Przez dom przewinęli się wszyscy członkowie rodziny: synowie, wnuki i wnuczki i prawnuki i prawnuczki. Miło było popatrzeć jak Haneczka uśmiecha się i raduje, Rozmawia ze wszystkimi swobodnie i nie martwi się. Chociaż i na martwienie przyszedł czas. Gdyśmy ją odwozili do szpitala pytała wciąż czy nie będzie to dla nas kłopot jak już całkiem wyjdzie ze szpitala. A ja sobie myślę, że kłopot będzie, ale co robić. Przecież nie może tam być wiecznie. W międzyczasie przewiozłem Kogo Trzeba gdzie trzeba. Teraz przez dwa tygodnie będę tęsknił.

sobota, 4 kwietnia 2015

czwarty kwietnia

Dziś, a właściwie wczoraj też nie będzie. Z wyjazdem Niektórych do Kanady jest tyle zamieszania, że nie mam nawet czasu na spanie, a co tu myśleć o pisaniu.

piątek, 3 kwietnia 2015

środa, 1 kwietnia 2015

pierwszy kwietnia

Od kilku dni blog ten jest systematycznie czytany w Niemczech i Francji i to wcale nie jest primaaprilisowy żart. Nie wiem czy powinienem radować się czy raczej niepokoić, bo z jednej strony miło mi, że tak daleko sięga moja sława, z drugiej zaś nie jestem pawian czy chcę zdradzać tym Mocarstwom wszystkie tajniki mojej konstruktorskiej kuchni. Czy nie wolałbym żeby korzyści z moich wynalazków czerpali naprzód Rodacy?