niedziela, 31 sierpnia 2014

PTNZ

Zagadka jedenasta i ostatnia.
Podróż odwiedziła jeszcze jedno miasto o którym dotąd nie było mowy. Z przyczyn oczywistych treść Zagadki jest otoczona cudzysłowem.

"Bardzo stare i bardzo duże miasto nad wielką rzeką. Przez stulecia największe miasto od gór aż do morza.
Kiedyś było stolicą, ale już nie jest. Związane i z królami, i z cesarzami. Dziedzictwo kulturowe na liście Unesco, a jakże.
Ze względu na osłonę niedalekich gór jest tu ciepło, często pada (niektórzy wyróżniają określone ulice, ale to chyba tylko błąd obserwacji) i zdarzają się ciepłe wiatry typu fen.
Słynna katedra (pod dwuosobowym wezwaniem), a w tej katedrze szczątki królów.
Śródmieście (na lewym brzegu rzeki) otoczone niedomkniętym pierścieniem zieleni. Liczne muzea. Fragmenty murów obronnych."

Dlaczego cudzysłów?
Jakie to miasto?

trzydziesty pierwszy sierpnia

Przeprawa przez Alpy była już opisana, więc teraz tylko parę słów. Na austriackich autostradach było grzecznie. Samochodów najwięcej miejscowych, a niemiejscowych można było poznać po nieprzestrzeganiu ograniczeń prędkości. I wcale nie Polacy byli najliczniej reprezentowani wśród pędzących z nielegalną prędkością. Nie prowadziłem dokładnych statystyk, ale szacuję, że najgorzej sprawowali się Włosi, potem Niemcy i Czesi wespół ze Słowakami. W Austrii bywały też miejsca w których droga była pusta. Podróż przemierzała Tyrol ze średnią prędkością 100 km/h, bo praktycznie na całej trasie przejazdu obowiązywało ograniczenie prędkości do 110 km/h.
A tak wyglądał profil Obieżyświata na tle wciąż rosnących austriackich gór:


Stacja benzynowa w okolicach Innsbrucku na której obserwowaliśmy Tęczę, a też nabraliśmy paliwa po stosunkowo umiarkowanej, w porównaniu z włoskimi, cenie.
W Austrii widzieliśmy też sposób transportu który nie wiedzieć czemu nie chce się przyjąć w Polsce. Na zdjęciu widać pociąg którym jadą samochody ciężarowe.
Po czym poznać, że wjeżdża się do Włoch? - Oczywiście po tym, że za przejazd autostradą trzeba płacić doraźnie. Widocznie winiety doskonale funkcjonujące w Austrii lub w Czechach, nie są dobrym rozwiązaniem w kraju, w którym czerwone światło na skrzyżowaniu jest traktowane jako delikatna sugestia: a może chociaż zwolnić?

W Alpach włoskich jest mnóstwo takich widoków. Zastanawialiśmy się jak ludzie mieszkający w takich domach komunikują się ze światem gdy przyjdzie zima i wszędzie jest pełno śniegu.
Na włoskich drogach NIKT nie przestrzega jakichkolwiek ograniczeń prędkości. Cóż było robić, ja też.
A tu wjazd na stację benzynową, gdzie wypadł pierwszy postój na włoskiej ziemi i gdzie okazało się, że w Italii sikanie jest za darmo!

Już po zmroku, gdzieś w okolicach Verony:
Na bramkach w Padwie okazało się, że za przejechanie 313 km po włoskich autostradach wypadło zapłacić 22€ z jakimiś groszami.
 

sobota, 30 sierpnia 2014

trzydziesty sierpnia

PTNZ w przeciwieństwie do opisywanych Gdzie Indziej Wakacji, ufa raczej Planowi niż jest precyzyjnie zaplanowana. Przez to nie wywołuje żadnego stresu i nigdzie nie musi się spieszyć, chociaż w Czechach bywało z tym różnie. 
Jadąc po niemieckich autostradach zobaczyliśmy, że miejscowa ludność nie ma zwyczaju nabierania paliw płynnych do swoich pojazdów w drodze. Przyautostradowe stacje benzynowe na trzystudwudziestokilometrowej trasie przejazdu przez Niemcy policzyłem na palcach jednej ręki. Tymczasem jednak, gdzieś w okolicach Schwandorf, Podróż zgłodniała. Na wyposażonym w dogodne miejsca postojowe parkingu spożyła więc treściwy posiłek korzystając z zapasów zabranych z Kraju i przewożonych w samochodowej lodówce. Przy okazji ujawnił się typowy problem podróżujących: za sikanie trzeba płacić. Tam akurat 1€, jednak moim zdaniem nie jest to humanitarny zwyczaj. Osobiście zaprotestowałem udając się w Krzaki, jednak doskonale rozumiem żal połowy Populacji która ze względu na szczegóły konstrukcyjne woli raczej cywilizowany sposób opróżniania zbiorników. Oddalając się z miejsca ustronnego zobaczyłem auto zarejestrowane w Grecji gwałtownie parkujące na Trawie pod Zagajnikiem. Z auta gwałtownie wysiadła duża i tłusta kobieta, należy przypuszczać, że Greczynka, po czym ze zdumiewającą prędkością odsłoniła zawory i z widoczną ulgą, a też z charakterystycznymi odgłosami pozbywała się niepotrzebnych substancji. Doskonale ją rozumiałem, chociaż gdy zobaczyłem jak papier którym oczyściła zawory cisnęła za siebie nawet nie patrząc gdzie upadnie i nie uznała za stosowne chociaż tego papieru sprzątnąć do któregoś z licznie rozmieszczonych w okolicy śmietników, pomyślałem, że było to typowe udawanie greka. 
Niby zaplanowałem tankowanie w okolicach Monachium, jednak nocne błądzenie w Czechach pochłonęło wyraźnie zbyt dużo benzyny więc już zbliżając się Regensburga zacząłem pilnie wypatrywać jakiegoś dystrybutora. Dobrze się więc złożyło, bo do tego miasta i tak wybieraliśmy się. Zatankowawszy i obejrzawszy z daleka Kamienny Most ruszyliśmy w dalszą drogę. Od tego momentu Towarzyszka podjęła pracę Dokumentatorki. 
Im bardziej zbliżaliśmy się do Alp, tym bardziej pogoda robiła się niepewna. Już na wspomnianym  parkingu przeleciał nas przelotny dżdż. Dalej było ich coraz więcej. Nie zważając jednak na warunki atmosferyczne Podróż podążała ze średnią chyżością 110 km/h na Południe. Droga w Niemczech jednak była nudna. W dobrym znaczeniu tego słowa. Oprócz Jazdy nic właściwie się nie działo. Podobnie w Austrii do której wjechaliśmy w okolicach Eichelwang. Na dwu- lub trzypasmowych, doskonale oznakowanych drogach, Kierowca, oprócz pilnowania prędkości nie ma zbyt wiele do roboty. Inaczej siedzący z prawej Obserwator. Dowiedziałem się, że tysiące fotografii wykonywanych z pędzącego auta mają w przyszłości uzmysłowić mi jak piękny jest świat widziany z Drogi. Chyba coś w tym jest.

czwartek, 28 sierpnia 2014

dwudziesty ósmy sierpnia

Ale Jazda.
Muszę przyznać, że tak na prawdę, to przed Podróżą nie bardzo wierzyłem, że moim małym samochodzikiem można wyprawić się na podbój Europy. Sprawdzałem jakie są przepisy ruchu drogowego, układałem, jak przed każdą podróżą, dokładny plan przejazdu, zgłębiałem w jakiż sposób legalnie jeździć po czeskich, austriackich i włoskich autostradach. Jednak dopóki nie przekroczyłem granicy z Czechami, nie mogłem uwierzyć, że możliwe jest Takie Podróżowanie takim autem. Ale uwierzyłem. Gdy wjechaliśmy do Harrachowa, zrozumiałem, że nie ma odwrotu i zwyczajnie muszę sprostać, a auto również nie ma nic przeciwko temu. Jazda przez Czechy była co prawda koszmarem, bo spalił nam się zabukowany nocleg i nie bardzo wiedziałem jak ten problem rozwiązać. Na przydrożnym parkingu pod Pragą, na którym jakaś tłusta Czeszka wypięła na nas spod kusej sukni  gołą dupę wyciągając coś z zaparkowanej obok Skody, próbowałem pokonać barierę językową i zdobyć jakiś nocleg przez telefon. Obdzwoniłem kilkanaście hoteli, ale niestety, nocleg pod Pragą był tej nocy niemożliwy. Jechaliśmy więc dalej wypatrując coś przydrożnego. Jednak w Czechach przydrożne, a właściwie przyautostradowe motele nie istnieją. No to po jakichś sześćdziesięciu kilometrach od Pragi poszedłem po rozum do głowy i zjechałem z autostrady. Wjechaliśmy do zaciemnionego czeskiego miasteczka. Dziwna sprawa, ale tam Tubylcy zamykają się w domach już o dziewiątej. Zaobserwowaliśmy to dziwne zjawisko tuż po przekroczeniu granicy. W takim miasteczku Jablonec, przez które zmyłkowo poprowadził nas Pan Nawigacja, o dziewiątej nie stwierdziliśmy na ulicach żywego ducha. Ulice w Beroun wyglądały podobnie, ale na wjeździe do miasta wywieszone były ogromne reklamy dwóch na raz hoteli. W pierwszym uaktywniłem swoją angielszczyznę, i uzyskałem odpowiedź, że pani Recepcji jest bardzo przykro, ale nie mają jednego wolnego łóżka. W drugim zaś już nie było żadnego problemu. Ceny noclegu nie pamiętam, ale mam wrażenie, że nie była wygórowana. Ponieważ nocleg był ze śniadaniem, wypadało wstać dość wcześnie, aby nie spożywać resztek. Po śniadaniu do miasta. Swędziały nas korony których mieliśmy ponad dwa tysiące. Zakupy jednak nie były wielkie: Towarzyszka kupiła sobie komplet igieł i szpulkę nici?, a potem w innym sklepie w którym sprzedawczyni mówiła bardzo ładnie "dobry den" kupiliśmy sobie po kapeluszu. Wracając do hotelu zadziwiliśmy się oboje obserwując jak jakiś mocno skośny człowiek robił przyjęcie towaru w miejscowym warzywniaku. Miał on w jednej skrzynce coś dziwnego, co wyglądało jak ogórki z kolcami. 
Gdy wyjechaliśmy z hotelowego garażu było około jedenastej. Wypoczęty, wyspany i najedzony zasiadłem za kierownicą i kontynuowałem podbój Europy. Głupia sprawa, ale w Czechach nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia. 
Granicę niemiecką przekroczyliśmy w Waidhaus. Jazda po niemieckich, bezpłatnych autostradach, jest dla każdego kierowcy przyjemnością. Doskonałe oznakowanie, idealna nawierzchnia i ogromna kultura tamtejszych użytkowników sprawia, że aż chce się jechać. Zdarzają się co prawda wariaci korzystający z braku ograniczeń prędkości, ale moim zdaniem jest ich niewielu i przeważnie nie Niemców. Ja nie jechałem szybciej niż 130 km/h i uważam, że taka prędkość jest w sam raz dla mojego Czerwonego Bolidu. c.d.n.

PTNZ bez numeru

Nie wiem jak inni, ale ja mam podobne odczucia dotyczące czasu: mija za szybko, chociaż gdy wyjeżdżaliśmy z Wenecji, nocne szukanie noclegu w Czechach wydawało mi się szalennie odległe.
Na nowym zdjęciu profilowym uwieczniona została chwila w której Obieżyświat moczył nogi w Adriatyku.
Jak już jesteśmy przy zdjęciach to kłódkowe grona na moście który nie jest jednak zadaszony, wyglądają tak:
Natomiast Obieżyświat z Dyplomowaną Towarzyszką na tymże Moście wyglądali tak:
 I jeszcze jedna ciekawostka z Wenecji, która jak sądzę zainteresuje Niektórych:

środa, 27 sierpnia 2014

dwudziesty siódmy sierpnia

Wiem o tym, że powinienem uporządkować wspomnienia z Podróży, poukładać zdjęcia, zapisać to wszystko i sporządzić porządną prezentację. Tylko, że ciało mdłe. Ciągle chce mi się spać i śpię jak tylko mam wolną chwilę. Nic. Może jutro senność mi przejdzie. Dobranoc.

rozplątanie Zagadek 10.0 i 10.1

W dniu wyjazdu z Monteripido od rana zbierało się na burzę. Gdy wreszcie się zebrało, żywioł zaatakował z nieznaną mi dotąd gwałtownością. Podróż w tym czasie zwiedzała Klasztor. Po zwiedzaniu mieliśmy zaraz odjeżdżać, ale okazało się, że nie możemy. Towarzyszka Kursantka (już dyplomowana) miała jeszcze do wypełnienia Misję. Postanowiła urządzić Wystawę w Klasztorze. O Wystawie będzie osobno. Tu najważniejsze jest, że wyjechaliśmy o wpół do siódmej. Jazda po bezpłatnej drodze była bardzo miła i już o jedenastej logowaliśmy się w Padwie w tym samym hotelu który odwiedziliśmy jadąc w tamtą stronę. Następnego dnia - do Wenecji, o czym też będzie osobno. Dopiero po Wenecji mogłem dokładnie porachować na co nas stać w drodze do Kraju. Koszt parkingu i biletu na wodny autobus do Wenecji przekroczył moje oczekiwania na tyle, że o międzynoclegu w jakimś najtańszym nawet hoteliku w Austrii nie było już mowy. Postanowiłem więc jechać do upada. Upad nastąpił mniej więcej w środku Austrii. Na przyautostradowym parkingu zasnąłem jak drewno na półtorej godziny. Gdy wjeżdżaliśmy na Słowację świtało. Otumaniony długą podróżą niewiele rejestrowałem i właściwie jedno co zapamiętałem z tego pięknego Kraju, to to, że pan na znaku drogowym ostrzegającym przed przejściem dla pieszych miał na głowie kapelusz. Granicę przekroczyliśmy w okolicach Zwardonia i w rzeczy samej przejechaliśmy po dopiero co oddanym do użytku wiadukcie, fragmencie nowobudowanej drogi S69. Śniadanie jedliśmy w Żywcu.

wtorek, 26 sierpnia 2014

dwudziesty szósty sierpnia

Jeśli chodzi o Numerację, to oczywiście czujny jak ważka PNP ma rację. Ostatnia Zagadka pisana była w okolicznościach wysoce stresujących Zagadkodawcę, bo tuż przed jej publikacją własnoręcznie przejechał ponad tysiąc kilometrów i ponad dwa Państwa i po prostu pomylił się w rachunkach. 
Stan na dziś: Podróż skończyła się z chwilą prawidłowego zaparkowania samochodu na przydomowym parkingu wczoraj, późnym wieczorem. Nie znaczy to jednak, że ósma Zagadka, która tak na prawdę była dziewiątą, zakończyła serię. Myślę, że Zagadkobiorcom należy się jeszcze co najmniej jedna. 
Zagadki 10.0 i 10.1
Po całonocnym rajdzie przez pół Europy, w nocy  24/25 sierpnia, gdy już dalej nie dało się jechać, bo Kierowca czerwonego Bolidu zasypiał nad kierownicą, Podróż przejechała po dopiero co oddanym do użytku moście, a właściwie wiadukcie, w okolicach Miasta Słynącego Z Piwa. Podróżnicy bardzo niezadowoleni z obserwowanych w drodze w tamtą stronę warunków w Czechach, postanowili w drodze powrotnej przez Czechy NIE jechać. Przejechali więc przez inne Państwo w którym Tubylcy mówią w równie śmieszny sposób jak Czesi. 
Jakie to Państwo?
Jakie Miasto, podobnie jak Pilzno, słynie w świecie z piwa?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

PTNZ bez numeru

Zagadka 8.0
Z tym miastem, a zwłaszcza z jednym, dość rozległym trzeba przyznać, miejscem w tym mieście jest pewien kłopot. I miasto bowiem i wspomniane miejsce było, jest i zapewne będzie jeszcze nieskończoną ilość razy, występowało w tak wielu dziełach rozmaitej sztuki, że podsunięcie Zagadkobiorcom choć jednego szczegółu któregokolwiek z przywołanych dzieł, uczyni Zagadkę trywialną. Podam więc tylko jeden szczegół oglądany osobiście podczas wczorajszej wizyty Podróży w Mieście. Otóż na jednym z mostów tego Miasta, na którym jest dopuszczony ruch wyłącznie pieszy, podobnie jak w Kolonii, wiszą pozapinane w celu jednoznacznym kłódki. Nie wiem ile ich może być, ale sądzę, że mnóstwo, bo ze względu na konstrukcję poręczy, wyglądają jak grona lub kiście i tych gron jest kilkadziesiąt. 
Niech ułatwieniem dla Zagadkobiorców będzie zastanawiający fakt iż nie widziałem w tym Mieście ani jednego samochodu i ani jednego roweru.
Jak nazywa się to Miasto?

 

piątek, 22 sierpnia 2014

UWAGA, UWAGA !

Wygląda na to, że naprawili kamerę. W związku z tym Transmisja odbędzie się dziś. Godzinę transmisji podam w specjalnym komunikacie. Niewykluczone, że będzie to komunikat esemesowy.

dwudziesty drugi sierpnia

No po prostu nie mogłem się powstrzymać. Szanowna Frekwencja zapewne pamięta o częstych niegdyś sesjach odbywających się w prawidłowo zaparkowanym aucie, na przydomowym i nie tylko, parkingu. Dziś wracając z najbliższego sklepu, pozwoliłem sobie na coś podobnego. Zaparkowałem prawidłowo na przyklasztornym parkingu, wyłączyłem motor, otworzyłem drzwi auta i paląc papierosa rozpocząłem degustację. Muszę powiedzieć, że włoskie piwo smakuje mniej więcej tak, jakbyś język za okno wywiesił. Ma za to tę zaletę, że pakowane jest w praktyczne, zakręcane, litrowe butelki oraz wadę, że tak dużej butelki nie da się postawić na kokpicie.

 

PTNZ 8

Zagadka 8.0
Podczas powrotu Podróż będzie unikała jak ognia włoskich autostrad. Ta myśl powinna przyświecać Zagadkobiorcom podczas rozplątywania tej i innych Zagadek. 
Ta zagadka będzie o drogach. Od czasu w którym Oktawian August umieścił na Forum Romanum milliarium aureum,w miejscu skrzyżowania Via Aurelia, Ostiensis, Flaminia, Salaria i Appia, nastąpiło faktyczne połączenie miasta Rzymu ze wszyskimi Prowincjami Państwa. Wtedy prawdopodobnie powstało przysłowie o tym, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. 
Jedno z miast które odwiedzi Podróż w drodze powrotnej, zostało połączone z ówczesną siecią Dróg, a przez to uzyskało bezpośrednie połączenie z Rzymem, w 132 roku p.n.e.
Jak nazywa się to miasto?
Na wybrzeżu jakiego morza leży to miasto?

czwartek, 21 sierpnia 2014

dwudziesty pierwszy sierpnia

Skylinewebcams 
wyraźnie robi Podróży wbrew. Dlaczego kamera zepsuła się w dniu opublikowania Zagadki? - nie wiem ale wietrzę ingerencję jakichś Sił. A może to tak miało być? Może w Planie jest zapisane, że podczas tego tygodnia ogólnoświatowa Transmisja NIE powinna dojść do skutku? 
Nic. Wczorajszą relację przerwałem w dość przypadkowym miejscu, bo okazało się, że wychodzimy do tutejszego Muzeum Narodowego. Jednak zanim wyszliśmy, zdążyłem z krótkim fotoreportażem z miejsca czasowego pobytu, a teraz chciałbym go dokończyć:
Wewnątrz widoczej na poprzednim zdjęciu budki jest taki obrazek:
Wewnątrz murów jest patio. Za przeszkleniem widać Szkołę w której piszą ikony.
Jest także wewnętrzny dziedziniec z drzewem na którym rosną liście laurowe.
A na zewnątrz murów widać wyraźnie drzewo oliwne. Te, zielone zielone kulki to oliwki.
 


 
 

PTNZ 7

Rozwiązanie Zagadki 7.0
Jakiś czas temu, ale stosunkowo niedawno, bo w 1952 r. Niejaki Lionel Alexander Bethune Pilkington wespół z Kennethem Bickerstaffem z firmy Pilkington Brothers wynaleźli i później opatentowali w UK, nowy sposób produkcji szkła prawdziwie płaskiego. Metoda odlewania tafli szklanych na powierzchni ciekłego metalu zapewnia idealną płaskość i równą grubość utworzonej po zastygnięciu tafli. Większość z nas pamięta z dzieciństwa szyby okienne przez które było widać zafałszowany obraz świata. Wystarczyło poruszyć głową i już widok zaczynał się chwiać. Było to spowodowane tym, że szkło okienne było wówczas wytwarzane metodą wyciągania walcami płynnego szkła ze zbiornika. Tą metodą dostawaliśmy tafle szkła płaskie tylko w przybliżeniu. Metoda Pilkingtona, dzięki której uzyskujemy szkło FLOAT, wykorzystując znaną właściwość wszystkich płynów do rozlewania się na całej dostępnej powierzchni w polu grawitacyjnym, gwarantuje idealną płaskość i równoległość ostudzonej tafli. Ten przydługi może wstęp prowadzi do prostego rozwiązania Zagadki. Jezioro Trazymeńskie położone niedaleko Perugii to z całą pewnością jedyny poziomy fragment Umbrii o powierzchni 128 km kw. w jednym kawałku. Dawno temu w czasie drugiej Wojny Punickiej, w okolicach tego jeziora miała miejsce bitwa podczas której niejaki Hannibal podszedł i wyeliminował ponad połowę trzydziestotysięcznej rzymskiej armii dowodzoej przez konsula Flaminiusza. Więcej na ten temat można poczytać tu

środa, 20 sierpnia 2014

dwudziesty sierpnia

W Klasztorze, w dość eksponowanym miejscu jest budowla postawiona w miejscu w którym pustelniczył niegdyś bł. Idzi. Ponieważ jest dość okazała, przypuszczam, że przypominająca Psią Budę pustelnia wyglądała nieco inaczej.
 

PTNZ 6

Zagadka 7.0
Umbria to kraina bardzo pofałdowana. Według WIKI zaledwie 6% jej powierzchni jest mniej więcej równinne. Weźmy Perugię w której jak dotąd nie stwierdziłem jednej płaskiej (poziomej) ulicy, choć nie wykluczam, że kiedyś znajdę. Jest natomiast w Umbrii obszar o powierzchni 128 km kw. z całą pewnością poziomy, to znaczy, że każdy jego punkt, z rozsądnym przybliżeniem, jest równoodległy o środka Ziemi.
Jak nazywa się ten fragment Umbrii, nota bene, położony niedaleko Perugii?

wtorek, 19 sierpnia 2014

dziewiętnasty sierpnia

Naprzód jeszcze parę zdjęć:
Wszędzie widać jak gdyby nigdy nic rosnące sobie palmy. Te akurat są z Padwy, ale gdzie indziej też ich sporo
 Gdy wyjechaliśmy z Padwy i gdy przestało już padać, oczom naszym ukazał się krajobraz zupełnie odmienny od tego, co do tej pory zwykłem uważać za krajobraz normalny. Niezwykle rozległy horyzont, co prawdopodobnie wynika z aptecznego złudzenia oka ludzkiego, bo niemożliwe jest, by linia horyzontu była odległa od obserwatora o dwadzieścia kilometrów, chyba, że droga wiodła przez płaskowyż i teren wokół był od obserwatora niżej. Nic. Tam, na Północy zabudowania wiejskie były inne, kwadratowe, z kopertowymi dachami i wszystkie otynkowane na kolory zbliżone do jasnej, brudnej czerwieni. Wiejskie drogi natomiast obsadzone szpalerami włoskich topoli. Takich samych jakie rosły w przydomowym Ogrodzie. Nie mam tego udokumentowanego, bo wyłącznym obiektem zainteresowania Dokumentatorki były tunele. To może tunel?
Podczas porannego zwiedzania Padwy wpadła mi w oko tabliczka z nazwą ulicy. Zupełnie inna niż spotykane w Kraju:
Im dalej na Południe tym więcej cyprysów w miejsce topól. A w ogóle roślinność jest niesamowita. Jakieś drzewa które u nas występują jako rośliny doniczkowe, krzewy i trawy okazujące się znanymi przyprawami, pinie rosnące sobie całymi zagajnikami i wiele innych. Brakuje mi za to ptaków, nie gołębi które występują w miastach w wielkiej obfitości, tylko zwykłych śpiewających od świtu dzikich ptaków. Do robienia tła akustycznego na łąkach i pustkowiach poza miastem, używane są tu świerszcze, czy inne cykady. Piłują wniebogłosy dzień i noc, ale nie dają się podejść na fotograficzny strzał, bo zaniepokojone moją obecnością złośliwie cichną. A wieczorem, to jest po zmroku, uaktywniają się gacopyrze i latają sobie po cichutku polując i oprócz upolowanych owadów nie wadząc nikomu. A w dzień wszędzie widać, wygrzewające się na nasłonecznionych murach, jaszczurki.W poniedziałek, w czasie lekcji, wybrałem się do miasta właściwie nie wiem po co. Chyba sprawdzić najkrótszą drogę do Centrum, bo wracając w niedzielę z Katedry pobłądziliśmy i bardzo nadłożyliśmy drogi. W drodze powrotnej zachwyciłem się kolorem włoskiego nieba obserwowanego przez Bramę Sant'Angelo:
Niby wszyscy czytaliśmy o błękicie nieba w słonecznej Italii, ale za prawdę powiadam Wam, że trzeba to poczuć własnymi oczami aby docenić i zachwycić się. 
Na następnym zdjęciu, po lewej, widać wzmiankowane cyprysy a w centrum jest dostojna bryła Casa Monteripido.
A tutaj miejscowa droga przez mękę na której urządzono Drogę Krzyżową. Jest to najkrótsza droga do miasta. Moim znaniem, przez swoją anizotropowość właśnie DO miasta. Spowrotem lepiej wybrać drogę łagodniejszą.
Dwa razy wspiąłem się tą drogą, pierwszy i ostatni. Od tamtej pory wybieram drogę dłuższą ale bardziej odpowiednią dla mężczyzny w średnim wieku.
Którą można także wjechać autem pod samo wejście do Klasztoru:
Które prezentuje się następująco:
Następne doniesienia wkrótce. Proszę nie odchodzić od odbiorników.
 
 


 

PTNZ 5

Zagadka 6.0
W okresie włoskiego renesansu malował kto żyw, zastanawiam się tylko dlaczego po ścianach. Z obrazem namalowanym na ścianie nic rozsądnego nie można więcej zrobić. Nie można przewiesić gdy spowszednieje, można co najwyżej zamalować, niszcząc go bezpowrotnie. Weźmy taką Kaplicę Sykstyńską. Ileż tam nazwisk sławnych i osławionych pozostawiło po sobie wyraźne ślady na ścianach i sklepieniach. Jest taka historia, że kilka fresków namalowanych tamże przez artystę który jest częścią niniejszej Zagadki, zostało przykrytych (zamalowanych) przez sławnego co prawda, ale jednak ucznia Artysty. Ciekawość, czy dwudziestopierwszowieczna technika jest w stanie odczytać wielkie przecież dzieła malarskie spoczywające pod innymi, równie wielkimi dziełami. 
Jest w Perugii deptak nazwany od imienia i nazwiska artysty którego część dzieł w przywołanej kaplicy została zniszczona przez zamalowanie.
Nad tym deptakiem jest umieszczona Kamera przed którą Obieżyświat wraz z Towarzyszką Kursantką będzie się wystawiał na ogólnoświatowe pośmiewisko w terminie dogodnym dla Szanownej Frekwencji.
Jak nazywa się wspomniany artysta?
Jak nazywa się deptak w Perugii nad którym wisi Kamera?
Jaki termin będzie odpowiedni dla wszystkich, pod warunkiem, że będzie to po szóstej wieczorem i przed końcem bieżącego tygodnia.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

osiemnasty sierpnia wieczorem

Jako się rzekło, gdy wyjechaliśmy z Padwy i wjechaliśmy na autostradę, zaczęło lać. I tak sobie lało z przerwami przez poważny kawałek drogi. Podróż autostradami do Perugii byłaby śmiertelnie nudna gdyby nie krajobraz zupełnie odmienny od tego co widzi się w Kraju, i w Krajach wizytowanych wcześniej. O krajobrazie innym razem, bo głównymi atrakcjami tej drogi są setki tuneli którymi Włosi zryli całe Apeniny tylko po to, by wygodniej się jeździło a przy okazji mają tłumaczenie dlaczego ich autostrady są takie drogie. Towarzyszka Obieżyświata za punkt honoru wzięła sobie sfotografowanie co najmniej kilkukrotne każdego tunelu, ale przy setnym chyba trochę zwątpiła w celowość takich działań. I bardzo dobrze, bo pamięć mojego starego laptora już ledwie zipie po przeniesieniu tych kilku tysięcy zdjęć zrobionych telefonem. 
No więc tak: Bolonia, w rzeczy samej została zdobyta prze Rzymian w 192 p.n.e. Jednak ze względu na zmianę planów noclegowych i konieczność przespania jednej nocy w Padwie, Nie została zdobyta przez Podróż tylko objechana boczkiem. Verona też boczkiem, bo A1 na Rzym. Dopiero około stu kilometrów za Veroną pojawiły się znaki na Perugię. Choć nie autostrada, to jednak droga bardzo przyzwoita.  Do Klasztoru przyjechaliśmy o szóstej po południu. Uczestniczka Szkoły Pisania Ikon pobiegła na pierwsze zajęcia polegające na szlifowaniu deski, a Obieżyświat rozpakowywał i układał w szafach bagaże. Chociaż Klasztor, to warunki w pokoju o najwyższym hotelowym standardzie. Czyściutko, cichutko, małe okienko osłonięte moskitierą, tylko, że jak na dwie osoby jednak trochę ciasno. Już około północy spać.
Jutro rano powinna ukazać się kolejna Zagadka. Proszę nie odchodzić od odbiorników.

osiemnasty sierpnia

A może w oczekiwaniu na rozwiązanie Zagadki życzy sobie Szanowna Frekwencja parę zdjęć?
Są to fotografie autorstwa Towarzyszki Obieżyświata, i zostałem upoważniony do ich publikacji.
Dotyczą głównie przeprawy przez Alpy.
Naprzód widoczne z daleka:
Później do pięknych widoków doszły opady atmosferyczne:
Które przeszły w regularną ulewę:
A na stacji benzynowej tuż przed Innsbruckiem dała się zauważyć tęcza wyjątkowej urody:
A już za Innsbruckiem obserwowaliśmy Kolej która wjechała w górę o nieznanej nazwie:
A jeszcze przed Brennero wjechaliśmy w pierwszy tunel na trasie Podróży. Później było ich tyle, że przestałem liczyć
Jechaliśmy chyba drogą równoległą do szlaku kolejowego, bo co jakiś czas oglądaliśmy coś takiego:
Przerwa na stacji benzynowej już po włoskiej stronie. To miłe, nie płaci się za sikanie.
A potem ściemniło się i wszystkie zdjęcia było podobne:


.




 
 

PTNZ 4

Zagadka 5.0
Jeden z uczniów św. Franciszka - Idzi (Egidiusz), później błogosławiony i  nie udało się odnaleźć wzmianek o tym , że został świętym, za radą Nauczyciela wiódł pustelniczy żywot w czymś, co mogło, ze względu na skromność budowli wyglądać na Psią Budę. Co robił pustelnik w takiej pustelni, nie wiadomo. Ważne jest natomiast Gdzie to robił. Na górze, tuż za murami miasta do którego można było wejść przez Porta Sant'Angelo, w miejscu w którym niegdyś niewiadomoco robił bł. Idzi, jest teraz okazały Klasztor który przyjął nazwę góry na której stoi. 

Jak nazywa się Klasztor do którego przybyła Podróż?
Jak nazywa się miasto do którego najkrótsza droga z Klasztoru prowadzi przez przywołaną Bramę?

niedziela, 17 sierpnia 2014

siedemnasty sierpnia

No i kto by pomyślał, zaniosło mnie do klasztoru. Nazwa tego klasztoru i jego lokalizacja będzie kolejną Zagadką. Tylko jeszcze dajcie mi chwilę, bo tyle się dzieje i działo w ostatnich dniach, że zwyczajnie nie mam czasu porządnie się zastanowić.

Po przyjeździe do hotelu w Padwie chcieliśmy już tylko spać, jednak widok tłumnie podążającej gdzieś młodzieży pozbawił nas spokoju i poszliśmy za nimi. Kierowaliśmy się na odgłosy i widoki fajerwerków. Na drodze stanął nam jednak św. Antoni. Koniecznie trzeba było go obfotografować po ciemku ze wszystkich stron. Chodzi oczywiście o kościół, sam święty spoczywa spokojnie w swojej TOMBIE wewnątrz co mieliśmy sposobność sprawdzić nazajutrz w towarzystwie nieogolonego i ogólnie niechlujnego włoskiego ochroniarza który pilnował kolejkę. Gdy skończyliśmy ze świętym, przez plac przy którym stoi kościół, właśnie zaczęli przemieszczać się tłumnie imprezowicze wracający z imprezy. Poszliśmy w przeciwnym kierunku i po jakimś czasie, oczom naszym ukazał się ogromny plac na którym wciąż było mnóstwo ludzi doskonale bawiących się. Krążyliśmy po placu i gapiliśmy się na ludzi wśród których nie zauważyłem ani jednego pijanego. Policji też było niewiele. Wśród ciepłej nocy przechadzali się i rozmawiali, prawdopodobnie w większości Włosi. Dużo młodzieży w grupkach, rodziny z malutkimi dziećmi w wózkach i na rękach i Włoszki i Włosi w średnim (podobnym do mojego) wieku. Po buźkach widać było, że są spokojni i wcale nie martwią się o to, że już w poniedziałek wypadnie iść do roboty albo urzędu pracy. Mimo późnej pory, było dobrze po północy, mnóstwo pootwieranych sklepów i jadłodajni. W jednym ze sklepów rozśmieszyłem sprzedawcę wyraźnie słaniającego się na nogach z potrzeby natychmiastowego zaśnięcia, wykonując międzynarodowy gest przykładania złożonych dłoni do policzka. Ożywił się wyraźnie choć pewnie nie na długo. Podczas powrotu do hotelu początkowo wybierała drogę Towarzyszka. Jednak po wejściu w kolejny ślepy zaułek, wypadało wziąć powrót we własne ręce i iść tą drogą którąśmy przyszli, co doskonale sprawdza się w wycieczkach po nieznanym mieście. W rezultacie zasnąłem sporo po drugiej. Nazajutrz wymeldowaliśmy się z hotelu, ale zostawiliśmy auto na hotelowym parkingu i pomknęliśmy znów w miasto. Pogoda była deszczowa. Nie przeszkadzało to nam jednak w zwiedzaniu. Obejrzeliśmy dokładnie św. Antoniego od wewnątrz, wedle miejscowego zwyczaju przyłożyliśmy prawe dłonie do grobowca i obeszliśmy wokół całą świątynię. W jednej z kapliczek, czarnoskóry ksiądz, błogosławił i święcił obficie wszystko i wszystkich którzy znaleźli się w środku. Potem zaszliśmy na Plac Owocowy z ogromnym budynkiem przypominającym krakowskie Sukiennice i mnóstwem straganów. Prawdopodobnie można tam kupić wszystko co tylko nadaje się do jedzenia. Widziałem Rzeźników wprawnie rozbierających mięso, Piekarzy zachwalających jakieś miejscowe wyroby, Kupców zachwalających sery o jakich dotychczas nie słyszałem i mnóstwo owoców porozkładanych na straganach przez Sprzedawców zaczynających reklamować cokolwiek, na przykład winogrona, od słów mamma mia zwariowałem, uva po złoty pięćdziesiąt, czy jakoś tak, oczywiście po włosku. Kupiliśmy pół kilo świeżych fig za euro. Trzeba było jednak zacząć myśleć o dalszej podróży. Wyruszyliśmy o wpół do drugiej. W chwili w której wjeżdżaliśmy na autostradę, zaczęło lać. 

sobota, 16 sierpnia 2014

szesnasty sierpnia


Miało być Pilzno, nie daliśmy rady dojechać. Na domiar złego do recepcji hotelu nie można było się dodzwonić po ósmej, więc nie wiedziałem co mam robić. Zrezygnowałem ze spania w Pilźnie i zacząłem szukać (nie mówiąc o tym żadnemu czechowi) czegokolwiek, byle już. Wyszło z tego Beroun, gdzie w hotelu GRAND w końcu stanęliśmy, tyle, że było już dobrze po północy.
Już o dziesiątej czterdzieści odpaliliśmy w kierunku Padwy w której zarezerwowany był kolejny nocleg. Po drodze, ze względu na ogólnie panujące w Internecie przekonanie o tym, że czeska benzyna jest do dupy, wjechaliśmy do Regensburga aby zatankować. Kamienny most oglądaliśmy , by tak rzec, z lotu ptaka, ale jednak.
A potem zaczęła się jazda. Po doskonałych niemieckich i austriackich drogach przejechaliśmy Alpy Bawarskie, Alpy Austriackie i Alpy Włoskie. Od wyjechania z Monachium, właściwie aż do samego Innsbrucku było coraz wyżej, a ja myślałem, że już wyżej nie można. Ponieważ prowadziłem auto, nie mogłem obserwować tego co dzieje się wokół drogi i tylko na postojach oglądałem z podziwem co dzieje się wokół. Jeśli kto zna tamtą drogę i jechał choć raz z Innsbrucku przez przełęcz w pobliżu  Brenner i dalej drogą E45 już w Italii, ten wie o tym, że nie ma łatwo. Trzeba bardzo pilnować prędkości, bo na wyjątkowo ostrych zakrętach łatwo można stracić przyczepność. Po przejechaniu Brennero zaczyna się jeszcze ciekawiej. Droga przebiega jakimiś niebotycznymi przełęczami i przez to nie ma na niej płaskich odcinków. Towarzyszka Obieżyświata zrobiła na tej drodze około trzech tysięcy zdjęć po to, by jak mówi, pokazać mi później jak piękną drogą jechaliśmy. Płasko robi się właściwie dopiero za Veroną, gdzie skręciliśmy do Padwy. Hotel w Padwie powitał nas po polsku. Chłopak w recepcji utrzymuje, że dogada się z każdym Europejczykiem. Bardzo mi się to podobało, więc ćwiczyłem przy okazji swój angielski. Co PTNZ robiła w Padwie, w następnym odcinku. Także dalsze, po Padwie przewagi Obieżyświata. A teraz ciekawostka. W Padwie zainteresowały mnie szyny tramwajowe o tak dużym rozstawie, że powinien po nich jeździć tramwaj pięciometrowej szerokości. Dopiero gdy zobaczyłem jadący tramwaj, wszystko stało się jasne: Tramwaj ma normalne, napędzane, gumowe koła, a szyna, jedna na jeden kierunek ruchu, jest tylko uziemieniem. Bardzo sprytny pomysł.
Kolejne Zagadki wkrótce. Przez kilka najbliższych dni Podróż będzie prawie stacjonarna.
Proszę nie odchodzić od odbiorników.

PTNZ 2

Regensburg.
Tyle na jego temat napisano w innym miejscu, że podróż musi zobaczyć najstarszy na świecie fastfood i kamienny most. Bez zwiedzania bo mało casu.

W Tyrolu gdym na warcie stał...
Konserwa Tyrolska

Innsbruck

piątek, 15 sierpnia 2014

zagadki na pierwszy dzień podróży

bo wczoraj był zerowy

Zagadka 3.0
Aby utworzyć nazwę miasta które na krótko odwiedzi Podróż w drugim jej dniu należy zadumać się nad dziejami muzyki.
Na jednej z wysp pomiędzy Europą i Ameryką, którą odkrył (oczywiście tuż po Chińczykach ) niejaki Kolumb, powstał w sześćdziesiątych latach ubiegłego stulecia, ciekawy, choć przez Obieżyświata niekoniecznie lubiany styl muzyki rozrywkowej. Charakreryzuje się jednostajnym, bujającym rytmem wygrywanym przez bas i perkusję.
Druga część nazwy miasta w sposób nieodparty kojarzy się z nazwiskiem pewnego muzyka-śpiewaka, którego pieśń o wiecznej młodości dopinguje Obieżyświata do takiego właśnie pojmowania swojego wieku, ilekroć tylko ją usłyszy.

Zagadka 4.0
Nazwa krainy której stolicą jest miasto przez które musi, bo nie ma innej drogi, przejechać Podróż kojarzy się z pewnym artykułem żywnościowym bardzo popularnym wśród turystów w Polsce w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Nazwa tej krainy występuje także w pieśni nieznanego Autora o dziwnych zachowaniach młodych ludzi trzymających wartę.

PTNZ 1

Miało być PTNZ 0, ale po drodze Podróż wielokrotnie błądziła, a też nie mogła jechać z taką prędkością jak powinna i w rezultacie zaległa w nieplanowanym miejscu i o pięć godzin za późno tak, że zrobiło się jutro.
Odpowiedź 2.0

Zawsze zastanawiałem się dlaczego dzielnica mojego miasta nazywa się tak samo jak stolica Czech. Już w piętnastym wieku miejsce po prawej stronie Wisły nazywano Pragą. Tu też są co najmniej dwa wytłumaczenia.
·        Wyprażanie lasu pod uprawy.
·        W te okolice przybyli w piętnastym wieku prześladowani religijnie Czesi i zapragnęli znowu mieszkać w Pradze
Ponieważ Podróż nie będzie zwiedzała Pragi, zostawię szczegółowe opisy na inną, lepszą okazję. Tu podam tylko, za Wiki, że podobno jako pierwsi osiedli w tym miejscu Celtowie już pięć wieków przed naszą erą.
Odpowiedź 2.1
Z wielbłądem w herbie. To polski ślad w historii Pilzna. Duże zwierzę podarował czeskim rycerzom Władysław Jagiełło w uznaniu zasług w rozgromieniu krzyżackiej nawały w piętnastym wieku. Nie odbyło się to tak zwyczajnie. Wielbłądem obdarowani zostali bowiem Husyci i dopiero po powrocie do Czech w których szalały wówczas wojny religijne, mieszkańcy katolickiego Pizna obleganego przez dowodzone przez Jana Čapka husyckie wojska, wykonali  wycieczkę zbrojną za mury i uprowadzili niczego nieświadome zwierzę. Swoją drogą na cholerę w obleganym mieście wielbłąd? Okazuje się, że Czesi nie tylko mówią, ale i postępują tak żeby było śmiesznie. No, ale ówcześnie panujący Zygmunt Luksemburski uznał, że ten dziwny wyczyn świadczy o bohaterstwie mieszkańców Pilzna i podłączył in saecula saeculorum wielbłąda do herbu miasta.
Słynnym i bliskim mojemu sercu mieszkańcem Pizna był Inżynier Emil Škoda. Gdy po studiach w Niemczech powrócił do rodzinnego miasta, zaczął pracować w małej, należącej do hrabiego Valdštejna, pilzneńskiej odlewni i fabryce maszyn. Wkrótce został Głównym Inżynierem a później wykupił fabrykę i zaczął ją rozbudowywać i unowocześniać już pod nazwą Škodovy závody.
Pod koniec dziewiętnastego wieku firma weszła na giełdę i stała się zakładem zbrojeniowym. Po Wielkiej Wojnie, już w Czechosłowacji, w zakładach Škoda, nie tylko w Pilźnie, produkowano już poważniejsze rzeczy takie jak samochody, lokomotywy czy samoloty.  W ciemnych latach połowy dwudziestego wieku, po „odzyskaniu niepodległości” zakłady nazwano imieniem, a jakże, W I Lenina. Jednak długo to nie potrwało. Pragmatyczni Czesi szybko zorientowali się, że zachodni kontrahenci bardziej cenią markę Škoda od podejrzanego Wodza Rewolucji i po cichutku, po dwóch latach, powrócili do historycznej nazwy.
A z ideologicznych ciekawostek przytoczę coś, co możliwe było chyba tylko w Obozie. Po wojennej zawierusze z lat 1939 – 1945, Pilzno zostało wyzwolone przez wojska amerykańskie. I ten fakt, przez cały okres panowania Komuny, był ukrywany przed mieszkańcami.

Podróż, niezgodnie z Planem przebiegała następująco:
9:00    wyjazd z Warszawy do Milanówka
10:40  wyjazd z Milanówka do Zagnańska
13:30  wyjazd z Zagnańska do Pilzna przez Piotrków Trybunalski, Złoczew, Wrocław (obwodnicą ), Strzegom, Jeżów Sudecki, Jelenią Górę, Szklarską Porębę, Harrachov, Tanwald, Mlada Boleslav, Praha (boczkiem ), Beroun (70 km przed Pilznem). Hotel w Piźnie jak się okazało zamykają o ósmej i nie było z kim gadać.

 

środa, 13 sierpnia 2014

PTNZ -1


Zagadka 2.0
Nazwa pierwszego ważnego miasta przez które boczkiem ( obwodnicą ) przemknie Podróż, jest wywodzona na co najmniej dwa sposoby.
  • Pewna legendarna władczyni słowiańskiego Narodu kazała wybudować gród nad rzeką w miejscu w którym znaleziony zostanie rzemieślnik strugający z drewna fragment domu.
  • Podobno w dawnych czasach, przeprawa mokrą stopą przez rzekę, nazywała się bardzo podobnie do dzisiejszej nazwy miasta.
 
Zagadka 2.1
Pierwsze miasto w którym Podróż będzie nocowała ma coś, czego nie ma żadne inne. Jest to najstarszy na świecie CZYNNY tramwaj elektryczny.
 
Odpowiedzi na obie pierwszodniowe Zagadki ukażą się w tym samym miejscu jutro wieczorem czasu lokalnego. 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

jedenasty sierpnia

Nie wiem czy kto wie o tym jak zgłasza się mój telefon gdy chce się do mnie ktoś dodzwonić akurat wtedy, gdy rozmawiam z kim innym. To leci jakoś tak:
"Imię Nazwisko, witam. Proszę powiedzieć o co chodzi. Oddzwonię jak tylko będę mógł."
Wyobraźcie sobie, że ponad dziesięć lat czekałem na to, by ktoś powiedział: "o co chodzi". Już za samo to kocham tego kogoś. Oprócz tego ma mnóstwo innych zalet.

sobota, 9 sierpnia 2014

zapowiedź druga

Podróż przebiegnie przez wiele miast, miasteczek, wsi i metropolii. Zapowiedź wszystkich nie obejmie ale w kolejności przewidywanej znany i lubiany obieżyświat odwiedzi:
Miasto powstałe w miejscu starodawnego brodu.
Miasto prawie wyłącznie kojarzące się z piwem.
Miasto w którym istotnym fragmentem infrastruktury jest starożytny kamienny most.
Miasto powstałe przy jednej z najważniejszych dla średniowiecznej Europy przełęczy.
Miasto zdobyte przez Rzymian prawie dwieście lat p.n.e.
Natomiast miasto będące najdalszym punktem Podróży będzie opisane w oddzielnym artykule i zapewne nie jednym.

dziewiąty sierpnia

Jakoś zupełnie umknęły mi wydarzenia dziejące się siedemnastego lipca. Nie ma się czemu dziwić, wszak od tamtej pory działo się mnóstwo. Wymienionego dnia byłem w Kielcach. 
Na balkonie domu przeznaczonego do rozbiórki zobaczyłem dziwne wyposażenie:




Jakoś dziwnie kojarzące się z Wiecznością.
Na kieleckim deptaku odbywały się imprezy w których występowały ludowe zespoły z Europy. Byli przedstawiciele wszystkich europejskich Krajów, ale mnie najwięcej podobali się Holendrzy i oczywiście Holenderki. W tych starych babach i starych dziadach było tyle radości, że daj Boże i nam wszystkim:
 Później nie mogłem sobie odmówić zdjęcia z Pompą. Nie jest może ona tak okazała jak szczecińskie. Jednak Szanowna Frekwencja nie odmówi chyba jej niezwykłego uroku:
I jeszcze pominięty w Wakacjach z Wnukami epizod z wizytą na Stadionie Narodowym:

 

środa, 6 sierpnia 2014

zapowiedź pierwsza

Od jutra za tydzień znany i lubiany obieżyświat wyruszy w Podróż która bynajmniej nie jest Zabawą. Nie macie pojęcia jak on się cieszy. Uczy się szybko i intensywnie języka którym na co dzień posługują się mieszkańcy Krainy w której odbędzie się, by tak rzec, trzon Podróży. W Krainie tej, z racji położenia geograficznego, długość dnia, w ciągu całego roku jest bardziej zbliżona do połowy doby niż u nas. Zawsze zastanawiałem się co robią wieczorem mieszkańcy Krajów w których o szóstej już zapada zmrok. Będę mógł to sprawdzić osobiście.
ZAGADKA 1.0
Północ, czy Południe?

szósty sierpnia

Takie dwa tytuły chodzą mi po głowie: Koniec Wakacji i Wakacje z Duchami. U mnie do Końca Wakacji jeszcze daleko choć w rzeczy samej, Wakacje z Wnukami już się skończyły.  Wyjechaliśmy wczoraj wieczorem, za kwadrans dziesiąta odpaliliśmy z przydomowego parkingu. Wnuczęta zasnęły prawie natychmiast a ja mordowałem się nad kierownicą do drugiej w nocy. Rano dzieci poszły do przedszkola. Ja obudziłem się o dziewiątej,  tylko co z tego, ze względu na Tour de Pologne utknąłem przed Słomnikami. Chyba będę w Warszawie dopiero wieczorem.

wtorek, 5 sierpnia 2014

piąty sierpnia

Wracaliśmy z wakacji przez Gdańsk. Celem VIP-a był Jarmark Dominikański. Celem reszty wycieczki była dobra zabawa, lody, napoje i podglądanie ludzi. Byłem o krok od telefonu na Policję, gdy zauważyłem grupkę młodych mężczyzn, wyraźnie pijanych i wyraźnie agresywnych, którzy starali się zepsuć zabawę reszcie ludzi spacerujących po Długim Targu. Na całe szczęście, tuż po tym jak grubymi słowami zelżyli turystów z Niemiec, poszli sobie gdzieś i więcej ich nie widziałem. Były koncerty: na lirze korbowej, Vivaldi i Bach na dwóch ksylofonach, prawdziwy pirat z brodą i papugą, młode kobiety i młodzi chłopcy w jakichś średniowiecznych strojach obuci nie wiedzieć czemu w adidasy, był odnowiony Neptun i był upał przed którym nie dawało się ukryć, bo był mobilny, silny wiatr powodował wrażenie jakby dmuchało z jakiego pieca. Razem, zabawa udana. Karol zażyczył sobie pieróg piracki w kolorze czarnym i z czachą na froncie, Matylda zaś balon w kształcie delfina w wyjątkowo paskudnym niebieskim kolorze. Potem wracaliśmy. Tradycyjnie: Siódemką. Z Gdańska wyjechaliśmy tuż po pierwszej. Droga do Warszawy przez Milanówek zajęła nam siedem godzin, ale to już inna historia. 
Wróżka Zębuszka odwiedziła Karola zanim jeszcze wyjechaliśmy nad morze:




Słodkie śpiochy:



Normalne plażowanie:
W Parku Rozrywki:
Wieczorem na Werandzie:
Wieczorem po powrocie z Babcią Pra: