środa, 27 sierpnia 2014

rozplątanie Zagadek 10.0 i 10.1

W dniu wyjazdu z Monteripido od rana zbierało się na burzę. Gdy wreszcie się zebrało, żywioł zaatakował z nieznaną mi dotąd gwałtownością. Podróż w tym czasie zwiedzała Klasztor. Po zwiedzaniu mieliśmy zaraz odjeżdżać, ale okazało się, że nie możemy. Towarzyszka Kursantka (już dyplomowana) miała jeszcze do wypełnienia Misję. Postanowiła urządzić Wystawę w Klasztorze. O Wystawie będzie osobno. Tu najważniejsze jest, że wyjechaliśmy o wpół do siódmej. Jazda po bezpłatnej drodze była bardzo miła i już o jedenastej logowaliśmy się w Padwie w tym samym hotelu który odwiedziliśmy jadąc w tamtą stronę. Następnego dnia - do Wenecji, o czym też będzie osobno. Dopiero po Wenecji mogłem dokładnie porachować na co nas stać w drodze do Kraju. Koszt parkingu i biletu na wodny autobus do Wenecji przekroczył moje oczekiwania na tyle, że o międzynoclegu w jakimś najtańszym nawet hoteliku w Austrii nie było już mowy. Postanowiłem więc jechać do upada. Upad nastąpił mniej więcej w środku Austrii. Na przyautostradowym parkingu zasnąłem jak drewno na półtorej godziny. Gdy wjeżdżaliśmy na Słowację świtało. Otumaniony długą podróżą niewiele rejestrowałem i właściwie jedno co zapamiętałem z tego pięknego Kraju, to to, że pan na znaku drogowym ostrzegającym przed przejściem dla pieszych miał na głowie kapelusz. Granicę przekroczyliśmy w okolicach Zwardonia i w rzeczy samej przejechaliśmy po dopiero co oddanym do użytku wiadukcie, fragmencie nowobudowanej drogi S69. Śniadanie jedliśmy w Żywcu.

2 komentarze:

  1. Żywiec, a to niespodzianka. A tak pięknie pasowało słynne Leoben.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja od siebie dodam, że jestem Pełna Uznania dla umiejętności i kondycji Obieżyświata, jako kierowcy. Językiem bliskiego mi środowiska powiem: Szacun. Już śledząc Podróż w tamtą stronę, myślałam, że ja, bez wspomgania zmiennika, miałabym problem.. :) A.

    OdpowiedzUsuń