piątek, 1 sierpnia 2014

czwarty

Wczoraj wygrzebaliśmy się o jedeenastej. Samochodem do strusiej pasieki. Strusi było widać dwie sztuki. Nie wykazywały nami zainteresowania. W drugą stronę relacja była przeciwna. Zamówiłem wydmuszkę ze strusiego jaja na sobotę. Kupiłem litrowy słoik miodu czekoladowego. Potem do  Stegny,  do tamtejszego parku rozrywki. Kiedyś to o było zwyczajne wesołe miasteczko. Brałem na klatę wszystkie potrzeby wnucząt do momentu w którym zobaczyłem dno sakiewki. Fotografie zamieszczę jak tylko dobiorę się do komputera. Na główny posiłek dzieci chciały do Makdonalda.  Ale tym razem odmówiłem. W normalnym barze Karol zjadł pół hamburgera a Matylda pół piccy. Ja zaś wreszcie zjadłem kawałek prawdziwego mięsa pod postacią Schabowego o wielkości lądowiska dla helikopterów.  Po obiedzie wróciliśmy na Kwaterę - musiałem napić się kawy. W trakcie mojej kawy, Karol, z moją pomocą wystrugał swoją pierwszą w życiu łódkę z kory, a później strugając jabłka  zdobył swoje pierwsze skaleczenie moim scyzorykiem.  Nic wielkiego, przecież kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Matylda w tym czasie uczyła się obsługi tabletu i muszę przyznać, że nawet ściągnąwszy swojego pierwszego w życiu wirusa nie spanikowała, tylko skorzystała z helpu pod postacią dziadka. Potem do najbliższego sklepu na tradycyjne wieczorne lody. One wciąż chodzą boso. Nie wiem po co zabrały tyle butów. Natomiast wiem po co Matyldzie tyle ubrań. Najchętniej przebierałaby się bez przerwy. Później normalna Kolacja. Karol płaty z mlekiem. Matylda jaja na miękko.  Po myciu Matyldy, bo Karol woli rano, czytanie. Ciąg dalszy przygód Koszałka Opałka. Z rozrzewnieniem wspominam chwile gdy sam o tym pierwszy raz czytałem.  Towarzystwo zasnęło o jedenastej. Ja zaraz potem. Dziś pogoda zapowiada się piękna choć bez upału.  Będzie stacjonarnie czyli Plaża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz