czwartek, 28 sierpnia 2014

dwudziesty ósmy sierpnia

Ale Jazda.
Muszę przyznać, że tak na prawdę, to przed Podróżą nie bardzo wierzyłem, że moim małym samochodzikiem można wyprawić się na podbój Europy. Sprawdzałem jakie są przepisy ruchu drogowego, układałem, jak przed każdą podróżą, dokładny plan przejazdu, zgłębiałem w jakiż sposób legalnie jeździć po czeskich, austriackich i włoskich autostradach. Jednak dopóki nie przekroczyłem granicy z Czechami, nie mogłem uwierzyć, że możliwe jest Takie Podróżowanie takim autem. Ale uwierzyłem. Gdy wjechaliśmy do Harrachowa, zrozumiałem, że nie ma odwrotu i zwyczajnie muszę sprostać, a auto również nie ma nic przeciwko temu. Jazda przez Czechy była co prawda koszmarem, bo spalił nam się zabukowany nocleg i nie bardzo wiedziałem jak ten problem rozwiązać. Na przydrożnym parkingu pod Pragą, na którym jakaś tłusta Czeszka wypięła na nas spod kusej sukni  gołą dupę wyciągając coś z zaparkowanej obok Skody, próbowałem pokonać barierę językową i zdobyć jakiś nocleg przez telefon. Obdzwoniłem kilkanaście hoteli, ale niestety, nocleg pod Pragą był tej nocy niemożliwy. Jechaliśmy więc dalej wypatrując coś przydrożnego. Jednak w Czechach przydrożne, a właściwie przyautostradowe motele nie istnieją. No to po jakichś sześćdziesięciu kilometrach od Pragi poszedłem po rozum do głowy i zjechałem z autostrady. Wjechaliśmy do zaciemnionego czeskiego miasteczka. Dziwna sprawa, ale tam Tubylcy zamykają się w domach już o dziewiątej. Zaobserwowaliśmy to dziwne zjawisko tuż po przekroczeniu granicy. W takim miasteczku Jablonec, przez które zmyłkowo poprowadził nas Pan Nawigacja, o dziewiątej nie stwierdziliśmy na ulicach żywego ducha. Ulice w Beroun wyglądały podobnie, ale na wjeździe do miasta wywieszone były ogromne reklamy dwóch na raz hoteli. W pierwszym uaktywniłem swoją angielszczyznę, i uzyskałem odpowiedź, że pani Recepcji jest bardzo przykro, ale nie mają jednego wolnego łóżka. W drugim zaś już nie było żadnego problemu. Ceny noclegu nie pamiętam, ale mam wrażenie, że nie była wygórowana. Ponieważ nocleg był ze śniadaniem, wypadało wstać dość wcześnie, aby nie spożywać resztek. Po śniadaniu do miasta. Swędziały nas korony których mieliśmy ponad dwa tysiące. Zakupy jednak nie były wielkie: Towarzyszka kupiła sobie komplet igieł i szpulkę nici?, a potem w innym sklepie w którym sprzedawczyni mówiła bardzo ładnie "dobry den" kupiliśmy sobie po kapeluszu. Wracając do hotelu zadziwiliśmy się oboje obserwując jak jakiś mocno skośny człowiek robił przyjęcie towaru w miejscowym warzywniaku. Miał on w jednej skrzynce coś dziwnego, co wyglądało jak ogórki z kolcami. 
Gdy wyjechaliśmy z hotelowego garażu było około jedenastej. Wypoczęty, wyspany i najedzony zasiadłem za kierownicą i kontynuowałem podbój Europy. Głupia sprawa, ale w Czechach nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia. 
Granicę niemiecką przekroczyliśmy w Waidhaus. Jazda po niemieckich, bezpłatnych autostradach, jest dla każdego kierowcy przyjemnością. Doskonałe oznakowanie, idealna nawierzchnia i ogromna kultura tamtejszych użytkowników sprawia, że aż chce się jechać. Zdarzają się co prawda wariaci korzystający z braku ograniczeń prędkości, ale moim zdaniem jest ich niewielu i przeważnie nie Niemców. Ja nie jechałem szybciej niż 130 km/h i uważam, że taka prędkość jest w sam raz dla mojego Czerwonego Bolidu. c.d.n.

1 komentarz:

  1. Kiwano albo ogórek kolczasty. W Polsce uprawiany raczej w warunkach szklarniowych. Z rodziny dyniowatych. :)

    OdpowiedzUsuń