sobota, 28 lutego 2015

dwudziesty ósmy lutego

Wczoraj, na samym początku łykendu, przewróciłem się chwilę po powrocie do domu. Tak jak stałem, zdjąłem tylko kurtkę i buty, padłem na najbliższe legowisko i zanim zdążyłem pomyśleć o przykryciu się, już spałem. Obudziłem się w środku nocy i po krótkim pobycie w łazience, położyłem się już normalnie i spałem dalej aż do ósmej. Ciekawość, kiedy wreszcie przyzwyczaję się do normalnego trybu życia?
Plan to nie jest ktoś. Plan nie może być niczyim przyjacielem (wrogiem też nie), bo nie jest bytem. Nie ma więc świadomości i po prostu Jest. Nie mam oczywiście żadnych dowodów na poparcie swoich tez. Ja tylko czuję, że wszystko jest zdeterminowane, że choćbym nie wiem jak wierzgał, będzie tak jak ma być i moim zdaniem jest to bardzo ciekawe. 

Kwadrans po czwartej.
Haneczka coraz lepsza. Od kilku dni jest przytomna i zupełnie taka, jaką znałem od zawsze. Wciąż się martwi, ale nie jest to już takie depresyjne, kontr produktywne zamartwianie się. Martwi się, by tak rzec: normalnie. Jak damy sobie radę gdy wróci do domu, Czy będzie wiedziała co ma robić i jak robić w twarzy konstatacji, że już nie będę mógł 24/7 być z nią. Ale też cieszy się, że mam wreszcie pracę, że ma czwarte prawnuczę, że dziś, akurat gdy byłem u niej z wizytą, przez ciężkie zachmurzenie przedarło się na chwil kilka słońce i nam radośnie zaświeciło. Po powrocie z Drewnicy coś mnie tknęło i zajrzałem na Spacerniak. Nie będę spoglądał do zeszłorocznych i przeddwuletnich zapisków, bo wiem o tym, że w ostatni dzień lutego takich widoków jeszcze nie doznawałem:
Pewnie są tacy którzy wiedzą nazwisko tych kwiatów. Mnie wystarczy, że ostatniego dnia lutego dwa tysiące piętnastego roku życie budzi się do życia. A dalej już poleci: bociany, forsycje, bzy, magnolie, głogi itd. itd. 

poniedziałek, 23 lutego 2015

dwudziesty trzeci lutego

Dwudziestego piątego stycznia, gdy zeznawałem o tym, że czuję się jak panna na wydaniu, bo nazajutrz miałem iść do nowej, normalnej roboty, pisałem prawdę. Jednak historia rozpoczęcia nowego rozdziału w moim życiu jest długa i bardzo skomplikowana. 
Odpowiedziałem na ogłoszenie opublikowane w gumtree , gdzie zaglądałem od czasu do czasu, z desperacji wpisując: "praca warszawa". Zaprawdę powiadam Wam, że byłem gotów w takich chwilach podjąć każdą pracę, byle tylko zacząć zarabiać jakieś stabilne pieniądze. Tenor ogłoszenia wskazywał na to, że potrzebny był człowiek taki jak ja: od wielu lat zajmujący się konstrukcjami aluminiowo szklanymi. Nie mogłem takiej okazji przegapić. Wydaje mi się, że znowu zadziałał Plan. Wiedział skądś, że jestem już u kresu płynności finansowej i podsunął mi rozwiązanie oczywiste. A już myślałem, że nigdy nie będę się tym zajmował, że moja przyszłość polega raczej na Konstruktorstwie.  Nic. Ogłoszenie przeczytałem ( i odpowiedziałem na nie ) w czwartek, szesnastego stycznia i już w piątek zostałem zaproszony na Rozmowę Kwalifikacyjną. Założyłem Krawat i próbowałem zmieścić się w swoje eleganckie, najlepsze       ( ślubne ), koloru MARENGO, spodnie. Niestety, nie dało się, to znaczy nie dawał Brzuch. Jakoś przybyło mnie ostatnio. O zgrozo stwierdziłem, że nie potrafię już nawet schylić się po cichu. Nie znaczy to bynajmniej, że poszedłem na RK bez spodni, jakieś w końcu założyłem. Pan Właściciel niewiele mówił i niewiele pytał, jednak obejrzawszy moje osiągnięcia na aluminiowej niwie powiedział: ja teraz jadę na tydzień z wnukami, a pana zapraszam w następny poniedziałek. No to poszedłem. W tamten poniedziałek dowiedziałem się, że powinienem uzbroić się w cierpliwość, bo do pracy będzie mnie wdrażał syn, który przez jakiś czas będzie niedostępny z powodu przebywania w szpitalu na Niekłańskiej z chorym dzieckiem. Wróciłem jak niepyszny i czekałem na telefon. W następny piątek Pan zadzwonił znowu i kazał w poniedziałek na dziewiątą. Jednak, gdy już goliłem się przed wyjściem z domu, znowu zadzwonił i odwołał tym razem nie podając przyczyny. Zadzwonił znowu w środę jedenastego lutego i spytał czy jestem pod parą, bo chce mnie natychmiast widzieć. Odpowiedziałem, że jestem akurat w Milanówku i mogę w Wesołej być najwcześniej za dwie godziny. Wobec tego poprosił żeby jutro na ósmą, bo chce mnie wysłać na szkolenie. No to byłem o ósmej. Na szkoleniu nie dowiedziałem się wiele, bo oprogramowanie z którego szkolili jest mi znane od jakichś piętnastu lat, ale i tak warto było, bo dwudniowe szkolenie ( czwartek i piątek ) było z wiktem. Od zeszłego poniedziałku chodzę już regularnie do roboty i myślę, że mimo kilka falstartów, ŚP rozwija się przede mną.

środa, 4 lutego 2015

czwarty lutego

Czy pamiętacie historię narodzin profesora Dońdy, opisaną wdzięcznie przez mojego ulubionego pisarza? Otóż coś, co w pewnym stopniu przewidział Lem, zdarzyło się w tych dniach w naszym pięknym Kraju. Jakaś kobieta urodziła dziecko ze szkła i dopiero po porodzie okazało się, że zapłodnione jajo, które nosiła dziewięć miesięcy, pochodziło od jakichś zupełnie obcych ludzi. O tempora, o mores.
Dowiedziałem się także z Radia o tym, że w Szczecinie jest kilkadziesiąt tysięcy mieszkań niewyposażonych w "węzły sanitarne" albo w "dostęp do morza". Ludzie, czy my żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku?