poniedziałek, 27 lipca 2015

dwudziesty siódmy lipca

Nie da się Wcale nie myśleć o przeszłości. Ona wciska się nieproszona w każdą chwilę nieuwagi.  Praktycznie każde zdarzenie w codzienności wywołuje masę refleksji i skojarzeń. Staram się kontrolować, bo rozmyślania o tym, cobybyłogdyby są antyproduktywne, ale nie zawsze się da. Z Przyszłością jest inaczej. Wydajemisię, że, pomimo Planu, powinienem próbować jakoś ją kształtować.  Myślę o tym, czy przypadkiem wyleczenie z raka i doskonałe zdrowie jakim ostatnio się cieszę nie jest dowodem na to, że do zupełnego męskiego spełnienia, bo dom już zbudowałem i zasadziłem wiele drzew, brakuje mi tylko syna? That is the question.

niedziela, 26 lipca 2015

dwudziesty szósty lipca

Naprzekurw pogłoskom rozpowszechnianym w pewnych kręgach, jakobym po dziesiątej nie nadawał się już do niczego, piszę sobie tuż po północy, a CO?
Sobota bez Jurka była udana. Porysowałem sobie do syta. Zostało jeszcze trochę na jutro, ale dam radę.
Przecież nie mam nic innego do roboty. Jest druga po południu. Zrobiłem wszystko co miałem zrobić, może oprócz gotowania zupy, ale, bardzo przepraszam, nie chciało mi się. Jestem wolnym człowiekiem w wolnym Kraju i jak mi się czegoś nie chce, to po prostu nie robię tego. Coraz więcej myślę o przyszłości zaniedbując Przeszłość. Ona już się nie zmieni, a płacz nad rozlanym już mlekiem w żaden sposób nie zmieni oczywistego faktu: "jest rozlane". Natomiast w Przyszłości, wydaje się, że pogrzebać można, albo chociaż spróbować pogrzebać, choć skutek Grzebania nieznanym Jest. Jedno wydaje się Pewne: chyba raczej na pewno, io sarò solo per sempre. Nie myślę w kategoriach czy to dobrze czy źle. Po prostu  tak Jest. Plan działa.
Już po dziewiątej. Zastanawiałem się jak będę znosił przebywanie z Jurkiem pod jednym dachem w okolicznościach niedzielnych. Wrócił o siódmej. Wyjaśniło się, że nie będę znosił. Wyszedłem i od dwóch godzin siedzę w prawidłowo zaparkowanym i wykańczam Projekt, który jutro mam skierować do produkcji. Dowiedziałem się dziś o tym, że od ponad dziesięciu lat żyję z dnia na dzień i wiecie co? - myślę, że to prawda. Może Plan to właśnie przewiduje?

piątek, 24 lipca 2015

dwudziesty czwarty lipca

Wziąłem dziś z pracy laptora wypasiona bestia - HP, ale tuczpada wyłączyć nie potrafię. Może jutro, bo wygląda na to, że jutro będę miał wolną chatę. Ruter mam ze smartfonu i mogę jeszcze szaleć przez półtorej godziny w aucie. Przy okazji pragnę zwrócić uwagę na początek poprzedniego zdania: "ruter mam ze smartfonu". Zastanawiam się co z takiego sformułowania zrozumiałby przeciętny Rodak dwadzieścia lat temu? Jeśli chodzi o tego typu rozmyślania, to do tej pory zdanie: "wieża nie czyta płyt", które usłyszałem od jednej wariatki, miałem za najwięcej obrazujące problem ewolucji języka naszego ojczystego. 
Siedzę sobie w prawidłowo zaparkowanym, pokrzepiam się coca cola (niestety ciepła) i rozmyślam co Plan przewiduje dla mnie na nie tylko najbliższe dni. W robocie zacząłem rysować w inventorze, tymczasem prywatnym, ale już niedługo fabryczny Informatyk zalegalizuje mi ten program na służbowym laptorze i wtedy hulaj dusza - będę mógł Wszystko projektować lekko, łatwo i przyjemnie. Czy dacie wiarę, że po narysowaniu dowolnego Projektu w 3D, wszystkie rysunki Wykonawcze i Złożeniowe, robią się już same?
Niby nie ma się czym zachwycać, ale w czasach w których przyszło brać, co dają, raduję się Życiem.

czwartek, 23 lipca 2015

dwudziesty trzeci lipca

Wieczór nie bardzo upalny ale ciepły i miły. Powinienem napisać o lądujących na łóżku samolotach, ale sypiam tak mocno,  że nawet ich nie słyszę. Jutro już łykend. Pierwszy wolny od niewiadomokiedy.

środa, 22 lipca 2015

dwudziesty drugi lipca

Chyba się pomału stabilizuję. Troska o to, czy będę miał co jeść znikła. Jurek mówi ludzkim głosem. Niewyraźnie i kiepską polszczyzną. Jednak mówi. Może za kilka dni będzie nawet rozmawiał. W fabryce też dochodzę obycia. Poznaję procedury i gdyby nie ciągła presja na to, by projekty robić jak najszybciej, pracowałbym w czasie rzeczywistym. Tymczasem tłumaczę: albo szybko albo dobrze. Drażni mnie maniera młodzieży. Na pytanie na które trzeba odpowiedzieć tak lub nie, odpowiadają inaczej. Jednym słowem kręcą. Dziś spytałem nowego Technologa o to, czy potrafi rysować w 3D. Powiedział kilka zdań ale na pytanie nie odpowiedział. Ponaglony  powiedzial: nie wiem. O co tu chodzi?

wtorek, 21 lipca 2015

dwudziesty pierwszy lipca

Jednak dostałem dziś kasę. Do wypłaty powinno wystarczyć. Koniec Postu. Napycham się do nieprzytomności. Wałówkę dostałem z najmniej spodziewanego źródła. Oczywiście w samochodzie, bo Jurek już śpi a moje smakowite mlaskanie na pewno by go obudziło.

poniedziałek, 20 lipca 2015

dwudziesty lipca

Jestem w kropce. Chcę napisać, jak zawsze prawdę, ale nie wiem, czy prawda jest w tym wypadku do zaakceptowania. Czy nie wywołam komentarzy. Czy nie narażę się na sytuację w której będę zmuszany do tłumaczenia się nie ze swoich wpisów. Proszę więc Szanowną Frekwencję o ważenie słów. 
W moim pierwszym sympatycznym Wypracowaniu opisałem żartobliwie sytuację gdy mieszkając w wynajmowanym mieszkaniu w Żyrardowie generalnie Cienko Śpiewałem. Bywały okresy gdy z braku kasy jadałem raz na tydzień, w niedziele u mamy. Nie przypuszczałem, że coś podobnego jeszcze mnie kiedyś spotka. A tu masz: przepracowałem już ponad miesiąc i z obiecanych trzech tysięcy zainkasowałem zaledwie tysiąc. Na połowie tej kasy położył łapę Bank, drugą połową zapłaciłem za hotel i zostałem bez środków. Przyszedł więc czas na Post Ścisły. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie potrwa zbyt długo, choć sprzęt do robienia kolejnych dziurek w pasku mam.




 

niedziela, 19 lipca 2015

dziewiętnasty lipca

Albo weźmy Kubusia Puchatka. Powinno się czytać tę książkę trzy do czterech razy. Najpierw samemu sobie w dzieciństwie. Potem razem z własnymi dziećmi a następnie z wnukami, a jak panB da to i z prawnukami. Mnie były dane tylko dwa razy.Przez kilkadziesiąt godzin byłem z wnukami. Było wspaniale a dzieciaki przecidowne. Do miejsca czasowego pobytu wracałem w nawałnicy łamiącej drzewa. Jest w Panu Tadeuszu opis burzy, który kiedyś umiałem na pamięć. To co dziś widziałem było właśnie taką burzą i lało się z nieba jak z wiadra. A ja nic. W Pąsowej puszce Faradaya, bezpieczny od przepięć, obserwowałem tylko kładące się na pół drogi drzewa i uważalem aby o które nie zawadzić. Choć jechałem szybko w ramach obowiązującego Prawa, to burza była szybsza ode mnie i do Ursusa wjechałem już przy kompletnej flaucie.




sobota, 18 lipca 2015

osiemnasty lipca

Dziś Jurek nie włączył telewizora. Poczekał aż się obudzę. Zanosi się na upał. Mieszkanie w takim hotelu nie jest trudne. Dwie łazienki na piętrze, co prawda czwartym ale z windą. Ogólnodostępna kuchnia, wyposażona tylko trochę gorzej niż w Perugii. Tymczasem nie mam w niej nic do roboty, dopóki nie kupię sobie jakiegoś garnka. Gdyby jeszcze pojedynka...Pytałem - na razie nie ma. Jak będzie, będę się starał. Utrzymywana od dwóch dni dieta poskutkowała kolejną dziurką w pasku. To dobrze, bo już byłem gruby. W robocie wysyłka, także mojego projektu, do Szwecji. Bałagan, bo Magazynier który powinien to wszystko ogarniać, był wczoraj na imprezie i dziś okazał się Niezdatny. W rezultacie zamiast w południe, byliśmy gotowi o drugiej. Potem do Płocka. Dobrze, że mam w aucie klimatyzację. Srebrną Strzałą chybabym nie dał rady. Wnuki bardzo wyrosły. Szkoda, że ostatnio tak żadko się z nimi widuję.


piątek, 17 lipca 2015

siedemnasty lipca

Biały mężczyzna narodowość polska, 56 lat. Gruby, niski, pracuje na budowie. Nie pije, nie pali, prawie nie mówi. Używa telewizora. Tymczasem nie wiem jeszcze jak będę obchodził zakaz palenia. Może rzucę, a zresztą kto wie?pierwszą noc przespałem spokojnie i obudziłem się jak Jurek włączył telewizor. Zgroza. O wpół do piątej. Dowiedziałem się, że nie chrapałem. Powiedziałem: ty też nie i podrzemałem jeszcze do czasu aż poleciał do roboty. Teraz kiwam się nad poranną kawą i strasznie chce mi się zapalić. Nic. Wezmę sobie szluga pod prysznic. Tak sobie myślę, że przez najbliższy miesiąc większość czasu będę spędzał w robocie.
Jest za dziesięć ósma. Siedzę w prawidłowo zaparkowanym i napycham się zakupionymi w Biedronce bułkami-grahamkami z także z Biedronki Baleronem. Jutro rano do roboty, bo wysyłka do Szwecji, a potem do Płocka, do wnuków.




czwartek, 16 lipca 2015

szesnasty lipca

Siedzę w prawidłowo zaparkowanym i pokrzepiam się... no, zgadnijcie czym? Mieszkadełko, które za chwilę zobaczę, nie jest niestety samodzielne. Przymuszony ubóstwem musiałem się zgodzić na łóżko w dwuosobowym pokoju. Nie wiem nic o współlokatorze oprócz tego, że jest młodszy ode mnie, o co akurat w moim wieku nie jest trudno. Następne doniesienia wkrótce.

środa, 15 lipca 2015

piętnasty lipca

Ostatnio już tylko smartfonu używam do pisania tu. Signum temporis albo jakoś tak. W robocie roboty coraz więcej i wciąż się uczę nowych sztuczek. Popełniam błędy ale jak do tej pory nigdy dwa razy jednakowe. To by znaczyło, że potrafię się jeszcze uczyć. W mieszkadełku które jutro obejmę nie ma pralki, a najbliższa pralnia samoobsługowa jest aż hen, na Polach Mokotowskich, albo jeszcze  dalej, na Skurwysynowie. Trzeba będzie dojeżdżać. Najwięcej denerwuje mnie myśl o tym, że znowu będę musiał kupować najpotrzebniejsze sprzęty gospodarstwa domowego w rodzaju garnków czy czy czajników. To już chyba czwarty raz.

wtorek, 14 lipca 2015

czternasty lipca

No to mam mieszkadełko. Przedpłaciłem za miesiąc i już we czwartek myślę się przeprowadzić. Nie jest to może szczyt marzeń ale suma czterystu dwudziestu złotych za miesiąc był kusząca aż zanadto.
UWAGA ZAGADKA
miejsce w którym będę mieszkał przez najbliższy miesiąc nazywa się Hotel Robotniczy ( tak, tak). Jeśli które z Szanownej Frekwencji wskaże co to i gdzie to, będę podczas najbliższego spotkania które, jak sądzę odbędzie się jednak w okolicach Pieca Żelaznego, wręczał Nagrody. Rozwiązanie nie powinno być trudne, bo gógiel nieubłaganie podsuwa rozwiązanie na jednej z wyższych pozycji. Dlatego zaopatrzę się w komplet Nagród.
 Acha, nagroda pocieszenia której ostatnio nie odebrałem, nazywa się Żubrzyk. Nie spodziewałem się go wcale, ale jest, więc trzeba go zaakceptować w myśl myśli która mówi: brać co dają.
żubrzyk 

święto narodowe w kraju moich przodków

W tym blogu co go już nie ma zrobiłem kiedyś wpis o ostrzu noża. Nie pamiętam już jak to leciało. Teraz przychodzi mi do głowy taki myśl: jak lepiej oderwać plaster z owłosionej skóry? Jednym zręcznym ruchem, czy może powoli i ze znęcaniem się nad oplastrowanym?  Dla niektórych spraw ostrze noża nie jest alternatywą: true-false. Bo cóż zrobić gdy problem zostanie przecięty na mniej więcej pół?

niedziela, 12 lipca 2015

dwunasty lipca

Albo weźmy taki Plan. Chciałbym go przeniknąć, bo coś mi się wydaje, że ta cała szarpanina nie ma sensu. Próbując patrzeć na to z boku widzę niestety równię pochyłą i siebie w coraz niższym położeniu. Jakoś nie czuję ciekawości, o radości nawet nie wspominając, co się wydarzy. Ciemność widzę, ciemność. Ruszam się jeszcze trochę, ale przypuszczam, że to już tylko instynkt samozachowawczy każe mi wstawać rano z łóżka, umyć się i lecieć do roboty. Chyba jednak świetlana przyszłość nie jest dla mnie przewidziana.

all or nothing

I znowu sam. Coś chyba nie tak jest ze mną, bo zewsząd mnie pędzą. Miałem przez dwa lata nadzieję na jakieś normalne życie z normalną żoną i w normalnym Domu. Nagle okazało się, że to jest niemożliwe. Z różnych przyczyn. Cóż więc robić. Trzeba pchać ten wózek w pojedynkę.
A może ciągnąć?