niedziela, 9 października 2016

dziewiąty października

Albo weźmy koszalińskie przewagi (niedowagi zresztą też). Niespełna rok mija odpokąd mieszkam w tym mieście. Obejrzałem już prawie cały cykl, bo jak przyjechałem liście już spadły, a teraz spadają. Jechałem tu szczęśliwy, bo dostałem pracę o jakiej marzyłem. Szczęście rozwiało się po trzech miesiącach, o czym w innym miejscu. Od marca do czerwca było źle. Klepałem biedę do tego stopnia, że nawet przestałem palić. Musiałem także sprzedać Pąsowego Hultaja. W czerwcu dostałem nową pracę. Nie byłem z niej zadowolony. Robiłem w robocie to, co potrafię ale nie znoszę robić. Produkowałem tony papieru i każdą wydrukowaną kartkę musiałem wziąć do ręki, a wiele z nich opisać DŁUGOPISEM. Na początku września przyszła zmiana. Zostałem doceniony przez Prezesa. Dostałem przeniesienie na inne stanowisko i dwudziestopięcioprocentową podwyżkę. Tego innego stanowiska jeszcze nie znam. Od piątego września pracuję w powołanym ad hoc dziale projektowym. Wraz z dwojgiem młodych ludzi szykujemy dokumentację montażową dla Niemców budujących osiedle przy berlińskiej Boxhagener Straße. Pracuję z przedostatniego zdania, to poważne nadużycie. Haruję w pocie czoła po kilkanaście godzin dziennie i w rezultacie we wrześniu zgromadziłem ponad sto pięćdziesiąt godzin nadliczbowych. Jednak w ostatni piątek dowiedziałem się o tym, że wiecznie jak dotąd marudzący Niemcy, wreszcie są zadowoleni i dokumentacja do stawianego w pierwszej kolejności budynku F jest takiej jakości jakiej oczekują i wymaga niewielu już i kosmetycznych raczej poprawek. W ostatni piątek także, zapadłem na najcięższą chorobę na świecie - mam katar i to nie jakiś zwykły, cienki przeziębieniowy katarek ale nastojaszczy, gęsty i zielony, katar zatokowy. Szczeliwie łykend, pierwszy od miesiąca, mam wolny i za pomocą czosnku i własnoręcznie wyciskanych soków cytrusowych myślę dojść do siebie do poniedziałku. Poleguję, przysiadam do komputera i nie bardzo wiem jak wypełnić sobie czas, do tej pory wypełniony wyłącznie pracą, Po nocach pracowałem też. Tuż przed północą zacząłem chwilę wspomnień i przeczytałem bloga zaczynającego się w raczej niewesołych okolicznościach po Wygnaniu Z Wieży. Stwierdziłem, że jest zbyt fajny aby go ukrywać. I tak oto jestem. Z nową nadzieją na ŚP i z wiarą w Plan zapraszam do lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz