piątek, 23 lipca 2021

dwudziesty trzeci lipca 1

 dzień pierwszy na działce

Przywiozła mnie Córka. Już zmierzchało. Wczoraj cały dzień w podróży. Wieczorne rozpakowywanie i przygotowywanie posiłku zajęły mi tyle czasu, że padłem sporo po jedenastej. Jednak w ciemniejącym powietrzu stwierdziłem takie przyrosty wszystkiego, że pomyślałem: to nie działka, to dżungla. Nic. Zajęcia mi nie zabraknie.

To zabawne: tyczki wbite w ziemię przy nowych winoroślach puściły liście i najwyraźniej chcą się ukorzenić. Obetnę liście i zobaczymy co się będzie działo. Stare winorośle słabo. Dużo pędów i liści, ale owoców małość. 

Wiśnie już bardzo dojrzałe. Spróbuję je zebrać i dziś lub jutro nastawić nalewkę. Według Internetu będzie w sam raz na urodziny.

Jabłek zatrzęsienie i zdrowe. Nasłuchując z Reguł doniesień o burzach i gradach obawiałem się trochę o jabłkowe plony. Ale wszystko wygląda dobrze. Jeszcze z miesiąc i nastawię jabcok. Kto wie, może jabłkową brandy upędzę jeszcze na działce?

Siedzę sobie na tarasie. Kiwam się nad kawą i myślę o tym, że nigdzie mi się nie śpieszy i mogę robić wszystko co tylko zechcę. A jak nie zechcę, to nie robić.

Zaatakował mnie Kos. Właściwie nie zaatakował tylko jak ten kierowca jadący na pamięć chciał przelecieć przez miejsce które zajmowałem. Musiałem się uchylić, bo trafiłby mnie w czoło, albo w oko. On jednak wystraszył się bardziej niż ja i uciekał aż zatrzymała go siatka trampoliny. Siedział potem ogłupiały kilka minut aż wstał i pofrunął do swoich zajęć.

Nie ma komarów. Ciekawość?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz