poniedziałek, 10 marca 2014

dziesiąty marca

Byłem dziś w Zusie, w pólnocnopraskim oddziale przy jedenastego listopada. Dlaczego nie miałem wątpliwości który to budynek? Oni mają pałace wszędzie. Ten mieści się w dobrze zaprojektowanym, pięciopiętrowym budynku oblicowanym czymś, co wygląda na cegłę klinkierową w beżowym kolorze i z aluminiowymi, w kolorze RAL 5005, oknami i fasadami. Zresztą okazało się, że bikolorowymi, bo od środka wszystko jest białe (RAL 9016). Ale nie o tym. Wchodząc do tej świątyni każdy ma pomyśleć, że on jest głównym podejrzanym w sprawie. Chociaż byłem zaledwie osobą towarzyszącą, też poczułem ciarki na plecach pomyślawszy, że na mnie też na pewno coś mają. Opowieści o Pani która straciła nogę i co roku jest wzywana stosownym pismem na Komisję sprawdzającą czy przypadkiem kończyna nie odrosła i czyby nie można jej jednak odebrać renty, są tam na porządku dziennym. Nie wiem jak Szanowna Frekwencja, ale ja nie widzę możliwości pokojowego przekształcenia Zusu w firmę przyjazną Ludziom, którzy ją utrzymują. Moim zdaniem za duże pieniądze są tam zaangażowane. Za dużo ludzi zarabia tam niesłychane Pieniądze by można  było ich ruszyć. A jak jest traktowany Petent? - to woła o pomstę do Nieba. Obywatel stający przed Komisją musi przynieść w zębach Historię Choroby, opowiadać się przed lekarzem Orzecznikiem. A jak trzeba skopiować jakiś dokument, to właśnie Petent musi lecieć do pokoju 141, choćby miał tylko jedną nogę. Przypomina mi się opowiadanie mojego ulubionego Pisarza o biurokracji. Zdecydowanie Ceterum censeo ZUS esse delendam.
Powiedziałem, HOWG .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz