czwartek, 25 kwietnia 2024

Koszalin – Reguły

   

To stało się nagle. Koszalińska przewaga zmieniła się w niedowagę – legła w gruzach z hukiem i ze wstydem gdy dowiedziałem się o tym, że nie jestem już potrzebny. Ogarnęła mnie rozpacz. Żadnych pomysłów, żadnych planów B. Przez kilka dni trwałem w obezwładniającym stuporze.

Gdy w październiku 2008 jechałem do Koszalina na uzgodnioną telefonicznie rozmowę kwalifikacyjną, byłem pełen pozytywnych emocji. Miałem wówczas pracę. Zajmowałem się w niej tym co potrafię, ale nie bardzo lubię – opracowywaniem cudzych projektów i tłumaczeniem ich na zrozumiałe dla personelu rysunki wykonawcze. Moją pasją i marzeniem było wtedy modelowanie 3D i tym właśnie miałem się zajmować w nowej pracy w Koszalinie. Z rozmowy wynikała praca moich marzeń i jednocześnie kolejna przeprowadzka. Po całych dniach i często nocach, pełen entuzjazmu, zamieniałem pomysły firmowej projektantki-plastyczki na wymodelowane na ekranie komputera, kolorowe bryły. Jeszcze mi za to płacili. Idylla nie potrwała długo, bo Właściciel firmy poczuł się urażony moim przypomnieniem o tym, że umówiliśmy się na podwyżkę po trzech miesiącach. Już wcześniej zauważyłem, że nie podoba mu się wiele moich inicjatyw podejmowanych w imię szeroko rozumianego dobra firmy. Jako przykład mogę podać taką sytuację: Szybko zorientowałem się, że zastosowanie nowych materiałów i technologii może zwiększyć konkurencyjność firmy, w której pracowałem. Rozpocząłem więc rozmowy z Dostawcami. Jednak pierwsze spotkanie z jednym z Dostawców zostało przez Właściciela oprotestowane z nieznanych mi przyczyn i moja inicjatywa upadła zanim zaczęła się rozwijać. I tak, po trzech miesiącach dowiedziałem się o tym, że zostałem zwolniony. Poczułem się skrzywdzony i oszukany. Natychmiast zacząłem szukanie nowej pracy. Nie trwało to długo, jednak samochód musiałem sprzedać i właśnie w dniu rozstania z Czerwonym Hultajem przyszło telefoniczne zaproszenie na rozmowę w Fabryce Okien. Pomyślałem sobie: znowu okna, jednak byłem w takiej sytuacji, że brałem co dają. Dostałem więc pracę znowu nie taką jakiej bym chciał. Przygotowywanie dokumentacji produkcyjnej było piekielnie nudne i jednocześnie wymagające niezwykłego skupienia. Nie mogłem się pomylić. To stresuje. Wkrótce okazało się, że tak na prawdę wzięli mnie ze względu na moje obycie z AutoCadem. Znowu musiałem przerabiać wizje Projektanta, na rysunki zrozumiałe dla personelu. Gdy Projekt się skończył, skończyła się także moja przydatność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz