Cierpliwości. Naprzód chcę to wszystko w sobie poukładać. Jak mawiała Mama Kangurzyca, jutro, albo innym razem.
sobota, 24 sierpnia 2024
24.08.24 (pierwszy dzień po powrocie)
czwartek, 22 sierpnia 2024
Dzień dziesiąty (przedostatni)
16:30
Przepraszam bardzo za poranne niepisanie. Było tak zimno, że myślałem tylko o jak najszybszym zamknięciu się w samochodzie i włączeniu ogrzewania. Tym razem śniadanie przyzwoite. Była nawet jajecznica i były ogórki kiszone i czerwona papryka. Ruszyłem wyjątkowo wcześnie, bo tuż przed dziewiątą. Po drodze był Lidl, więc nie musiałem kombinować. Okazało się, że do granicy z Czechami jest wyjątkowo krótki rzut beretem. Ale za to jaka Granica. Mury, zasieki, druty kolczaste, oczywiście wszystko rozebrane, ale wyraźnie do dziś widać jak to wyglądało w czasach słusznie minionych. Brrrrrrr. W Czechach jeździ się dziwnie. Jakaś droga bez numeru płynnie przechodzi w autostradę i niekiedy w drogę ekspresową. Dłuższy czas jechałem obok placu budowy, co skutkowało prędkością od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu km/h. Gdy już plac budowy się skończył zaczęła się autostrada. Jednak szybko okazało się, że jakby nie do końca gotowa. Co i rusz Roboty chodziły po całej szerokości drogi i korki, sztywne jak kutas dwudziestolatka. Myślałem rano nawet o tym by zajechać do Pragi, bo nie był. Zrezygnowałem koło południa i pomyślałem, że Pragę trzeba załatwić oddzielnie. Specjalnie pojechać tam na dwa dni i najlepiej koleją. Przed Brnem Horror. Zwykle w korku ustawiam się na prawym pasie, co podpowiada mi doświadczenie. Tym razem było inaczej: lewy jechał a prawy stał jak zamurowany. Za Brnem pojechało. Tak sobie myślę, że minąłem się z powołaniem. Nie powinienem być nikim innym jak tylko Kierowcą a jeszcze lepiej Podróżnikiem. Codziennie pokonywać kilkaset kilometrów i codziennie nocować w innym miejscu. Marzenia. Jednak kto wie?.
Zagadka 10.0
Nocuję dziś w pensjonacie, którego nazwa jako .żywo przypomina mi o pewnym kościele w Krakowie poświęconemu św. Stanisławowi. jaki to pensjonat?
No dobra, jeszcze łyk wina i trzeba się brać za posiłek. Jutro definitywny Powrót do Domu.
środa, 21 sierpnia 2024
dzień dziewiąty
07:30
Wczoraj wieczorem gdy wyszedłem na zewnątrz zapalić, zaatakowały mnie dwie dziewczyny. Z ich nieskładnych niemieckich wypowiedzi zrozumiałem, że chciałyby się dostać do środka. Odmówiłem. Odeszły z przeprosinami. A jakby to byli mężczyźni? też czarni i agresywni? Muszę uważać na siebie. Zdecydowanie wracam. Podróż dobiega końca i może dlatego nie chce mi się pisać?
18:00
Naprzód
Zagadka 09.0
Hässlich, wer weiß was. To zaprzeczenie nazwy miejsca, w którym się znalazłem, oczywiście po niemiecku. Które to miejsce? Dla ułatwienia dodam, że to blisko do granicy z Czechami.
Wczoraj zgrzeszyłem mocno myślą i uczynkiem. Koło północy pomyślałem o tym, żeby może napić się jeszcze trochę wina. Ta trocha okazała się całą butelką. W związku z powyższym dziś obudziłem się w formie nieszczególnej, ale wiadomo: grzech trzeba odpokutować. Podczas śniadania jedna nie bardzo stara i nie bardzo kobieca Niemka chodziła za mną jak pies i jakby popędzała. Dała jednak zjeść w spokoju i kolejne popędzanie rozpoczęła gdy zacząłem się szykować do wyjazdu. W końcu powiedziałem jej po polsku: przestań mnie popędzać. Chyba nie zrozumiała, ale gdy przekaz wzmocniłem jedną czy drugą kurwą dała spokój. Z hotelu do Lidla. Na abendwine kupiłem sobie Sauvignon Blanc, a na abendbrot śledzie w jakimś białym sosie. Potem Jazda. Przejechałem w poprzek prawie całe Niemcy i ani razu się nie wkurwiłem, może tylko podczas wyścigu słoni, szczególnie wykonywanego przez kierowców samochodów ciężarowych z polskimi blachami. Jednak w razie czego jest tu prawie wszędzie trzeci, najlewszy pas. Udało mi się też zatankować gaz, bo choć włoskiej końcówki nie udało mi się zapiąć, to jakiś podróżnik nie wiadomo skąd, ale w aucie z polskimi blachami, udostępnił mi przejściówkę i w uściskach i w zgodzie pomógł mi zatankować. Jeśli zaś chodzi o Geografię, to Niemcy mają jej mnóstwo. Zrobiłem trochę zdjęć i kiedyś pewnie je powieszę. Siedzę teraz na ławeczce pod hotelem. Słońce powoli zachodzi. Wino się kończy. Trzeba więc Posiłek i spać. Jutro Czechy.
wtorek, 20 sierpnia 2024
dzień ósmy (powrót)
07:00
Spałem chyba z dziesięć godzin. Czuję Święty Spokój. Zepsuła mi się mysza, albo może coś w komputerze. Ponieważ nigdy nie używałem tuczpada jest mi niewygodnie. Dzisiejszą trasę przewentylowałem na wiele sposobów tak, aby nie okazało się, że znowu mam spać w aucie. Jedna taka przygoda na jedną Podróż wystarczy. Do Brukseli jednak nie pojadę, nie chce mi się całego dnia spędzać w samochodzie. Czyli tylko do Lidla i już potem tylko jazda. Belgia, Holandia, Niemcy.
17:00
Dziś jest wszystko tak jak powinno być. Do hotelu, bez szaleństw,. dojechałem o czwartej. Rozpakowałem się i dalejże myśleć o przyjemnym z pożytecznym spędzeniu czasu. Tymczasem zasiadłem na Spilelplatz für kinder unter 14 jahren, Ponieważ żadnych Kindern nie widać, rozpakowałem butelkę Bordeaux i pociągam z wolna. Palę też do woli w pięknych okolicznościach przyrody. Temperatura 26 st.C, cień głęboki od jakichś drzew liściastych. Jak chodzi o drzewa, to w Belgii spróbowałem do lasu. Niestety, żadnych grzybów. Przejechałem dziś przez trzy granice: francusko belgijską, belgijsko holenderską i holendersko niemiecką. W ogóle ich nie zauważyłem. UE jest wielka. W Belgii miasteczka jak bombonierki, w Holandii most za mostem i parę Tuneli. W Niemczech straszny ruch. Co rusz korki na autostradach. Tu, w Walderush pogoda przyjazna, bez upału - 26 st.C i umiarkowany wiatr. Nie da się ukryć, że już wracam. Ktoś powiedział, że podróże mają sens dopiero wtedy, gdy wrócisz do domu i będziesz pamiętał i obracał fotografie. Najwięcej lubię samą jazdę. W Italii wkurwiałem się na Mistrzów Lewego Pasa. We Francji mniej, a w Niemczech nie było się do czego przyczepić. Jazda gładka i przyjemna. Jest Dobrze.
22:40
Pospałem trochę. Wciąż jest ciepło. Zostałem zaatakowany przez dwie dziewczyny niemieckojęzyczne. Chciały do środka. Nie pozwoliłem.
poniedziałek, 19 sierpnia 2024
Dzień siódmy, ( Choćbyś się wściekł nie będziesz jutro w Nowym Jorku )
13:00
Mam w tej Podróży taki zwyczaj, że zatrzymując się na noc, wyciągam komputer i popijając białe wino z plastikowego kieliszka sprawozdaję miniony dzień. Potem, już z lekkim szmerem zajmuję się posiłkiem. Tu miałem kłopot i pokonałem go stawiając odkręcony lekko słój, z tym co tam było, na silniku. Słabe to było przygrzanie, ale nie chciałem już dłużej zwlekać. W Rezultacie, choć nie znam przyczyny, elegancko, otworzywszy drzwi auta, wyrzygałem wszystko co tam miałem. Po przepłukaniu ust wodą poczułem się gotowy do spania. Obudziłem się około piątej. Tutaj to jeszcze Ciemna Noc. I zaplanowałem ten dzień tak: Zatankować benzynę i gaz, zrobić zakupy spożywcze, zjeść śniadanie, zwiedzić Zamek i wrócić do hotelu jak najbliżej drugiej. I wyszło tak, że mam teraz godzinę wolnego. Chyba zrobię sobie prasówkę. Od kilku dni nie wiem co się dzieje w Kraju.
21:00
No nie będę w te wakacje w Paryżu, i co mi zrobisz? Także z Brukselą mam kłopot. Planowałem zajechać tam jutro, ale chyba odłożę to na kolejne okazje, Może za rok? Pojechałbym do Danii, Holandii i Belgii. A jak wystarczy kasy to jeszcze do Londynu? Wczorajsze Zdziwienie to był prysznic w Olejarni: Słuchawka świeciła i to różnymi kolorami. Choć czas na podsumowanie jeszcze przyjdzie, to już dziś mogę powiedzieć, że podobają mi się francuskie śniadania. Dużo chleba, jeszcze więcej masła i obowiązkowa półsłodka bułeczka do kawy. Ludzie wszędzie, no może tylko w Europie, są tacy sami. I cóż, że mówią różnymi językami, jednak śmiem twierdzić, że codzienne życie, codzienne troski i radości są takie same. Spożywcze zakupy robiłem dziś w E Leclerku. Otwierają go tu o wpół do dziewiątej, a już od ósmej stoją przed wejściem kolejki ludzi w wieku podobnym do mojego. Małe dzieci tak samo odwzajemniają uśmiech starego dziada. U dorosłych jest różnie, a le większość mówi po swojemu dzień dobry, choć może nie aż tak jak w Finlandii czy w Niemczech. Tak wykonana Podróż daje mi mnóstwo radości.
niedziela, 18 sierpnia 2024
dzień szósty (we Francji jest drogo a najwięcej kosztuje głopota)
06:40
Co oni tu mają z tymi kogutami? Dziś zaczęły nadawać wniebogłosy w środku nocy. Tryb życia jaki prowadzę od kilku dni dobrze mi robi na figurę. Wczoraj postąpiłem na pasku o jedną dziurkę i sytuacja jest dynamiczna. Oprócz tego coraz lepiej śpię. Dziś w jednym ciurku dziewięć godzin. Powoli dnieje, a ja jeszcze trochę pośpię. Popierdzieliło mi się z tym Paryżem. jednak nie dziś a jutro. Zadania na dziś: zatankować gaz i spokojnie przejechać 550 km. zwiedzając przy okazji co się da.
23:50
Naprzód
Zagadka 06.0
Pod miastem, w którym miałem spać jutro, a przyjechałem dziś, o czym w dalszej części posta, pewien francuski wyczynowiec z numerem III, definitywnie dał dupy przegrywając z Niemcami. To zaważyło na losach Francji i Europy do tego stopnia, że ówczesna bitwa jest w czołówce bitew europejskich. Oprócz tego jest to nazwa typu samochodu o trójbryłowej sylwetce, a także eleganckiej lektyki. Które to miasto?
W Olejarni jest pianino. Rozstrojone, ale o pięknym brzmieniu. Babcia i Dziadek poprosili mnie bym coś zagrał, bo wczoraj zrobiłem na nim kilka pasaży. Zagrałem. Na zakończenie koncertu zagrałem Marsyliankę (śpiewali) i Mazurka Dąbrowskiego (nie śpiewali). Pożyczywszy sobie Wszystkiego rozstaliśmy się w doskonałej harmonii. Przed odjazdem nastawiłem nawigację na miejscowość wynikającą z planu podróży. Gdy dojechałem do miasta z zarezerwowanym noclegiem coś mi się popierdoliło i pomyślałem : to nie to miasto. Do Nawigacji. Ustawiłem to, co mi się wydawało i wyszło, że mam jeszcze 350 km do przejechania. Co zrobić - przejechałem. Panienka z Recepcji powiedziała, że dziś nie. Sprawdziłem - jutro. Poszukałem trochę i okazało się, .że dziś, tu, mogę najwyżej pod mostem. No to co? spanie w samochodzie. pierwszorzędna Przygoda. Ostatnio spałem w samochodzie dziesięć lat temu podczas powrotu z Perugii. To całe zamieszanie ma też dobre strony. Zwiedzę jutro Pole Bitwy i może inne atrakcje.
sobota, 17 sierpnia 2024
dzień piąty (wysokie loty)
05:45
Obudziłem się o wpół do piątej i już. Widać mój Organizm uznał, że Jest Wyspany. Pierwszy papieros na Balkonie prawie bez kaszlu, to chyba to powietrze. Spojrzałem na niebo i zachwyciłem się czarną głębią wysadzaną milionami zupełnie jasnych światełek. Widziałem też Spadającą Gwiazdę. W tle dźwiękowym mam odległe pianie kogutów i nieodległe szczekanie psów. Cisza, aż w uszach dzwoni. Rześko. Sprawdzając temperaturę dowiedziałem się, że wschód słońca o wpół do siódmej. No tak, tak daleko na Zachód jeszcze nie byłem. Moja obecna pozycja to 43°29'16.5"N 6°30'28.9"E oraz 519 m.n.p.m. jutro będę jeszcze bliżej Greenwich.
21.00
To był długi dzień i z tej przyczyny jestem bardzo zmęczony i dlatego teraz tylko w punktach. Może kiedyś je rozwinę, jutro albo innym razem.
1. Po śniadaniu bardzo francuskim ustawiłem Sebastiana i Filipa ze sobą pomiędzy nimi i zrobiłem selfika.
2. Pożegnanie ( nie płakałem )
3. Tankowanie gazu na trzy razy (okazało się, że pompa numer 11 do której mnie skierowała obsługa jest pomiędzy pompą numer 6 i pompą numer 7 i dopiero jak zmusiłem chłopa żeby mi ją pokazał, trafiłem. Ale. Nie wiem jak, bo po angielsku chłop ani-ani, powiedział mi, że naprzód trzeba zapłacić. Gdy spytał ile chcę tego gazu i powiedziałem Full, Pokazał mi na palcach, że oczekuje ilości w litrach. Powiedziałem thirty, on wpisał w swój komputer pięćdziesiąt i poszedł ze mną i zatankował do pełna. Potem kiwnął żebym poszedł z nim i wypłacił mi w gotówce dwadzieścia pięć euro z jakimiś groszami. Nigdy nie zrozumiem tej kombinacji i co ja zrobię z taką ilością eurowej gotówki?
4. Do Avinionu wjechałem prowadzony przez Pana Nawigację. Przy drodze był Auchan, więc zboczyłem nieco. Zakupiłem dwie flachy białego wina, trzy pomidorki i jedną cebulę (oni tu w ogóle nie dają surówek).
5. Sur le pont d'Avignon. Na moście nie ma drogi, ale przejechałem tuż obok i sfotografowałem.
6. Znowu jazda, naprzód darmową autostradą a potem wiaduktem Millau, który jednak darmowy nie jest - prawie trzydzieści Euro.
7. Do Memer zajechałem dobrze po siódmej. Babcia z Dziadkiem, by nie powiedzieć starym dziadem tylko po francusku. Dziad trochę po niemiecku. Jednak umieścili mnie w pokoju, w którym oprócz zapachu stęchlizny Wszystko jest. Mikrofalówka, Czajnik, Kabina Prysznicowa i Lodówka.
8. Siedzę teraz na balkonie i smaruję kolejnego posta. Z dołu dobiega chichot Babci, może nie jest pijana, ale na pewno nie jest trzeźwa, co wywęszyłem zanim zacząłem spełniać swoje abendwine.
9. Zaraz przygotuję sobie posiłek i już tylko spać.
Jutro Paryż.
piątek, 16 sierpnia 2024
dzień czwarty (tajemnica niżów genueńskich)
07:05
Koło północy obudziła mnie niska temperatura w pokoju. Wyłączając klimatyzator stwierdziłem 24 st.C, żeby tak w domu, a jeszcze zimą. Tutejszy wschód słońca jest jeszcze bardziej zasłonięty masywem Apeninów, niż wczorajszy Alpami. Nie słychać żadnych wiejskich odgłosów, może dlatego, że o jakie dwieście metrów przebiega autostrada.
18:30
Ostatnie pięćdziesiąt kilometrów to była droga przez mękę, albo droga do piekła. Przyjechałem jakąś godzinę temu i do tej pory kręci mi się w głowie. Doświadczenie z Perugii, gdzie nie było kawałka płaskiego, tu zostało spotęgowane brakiem kawałka prostego. Jednym słowem w Bargemon jestem po raz pierwszy i ostatni. Nigdy więcej. Powitała mnie para: Filip i Sebastian, a później zeznali, że są także małżeństwem. Gdy powiedziałem, że w Polsce takie rzeczy są niemożliwe, bardzo się dziwili. Zjechałem z autostrady w Ventimiglia i runąłem w dół do Morza. Chciałem zwiedzić miejsce o którym kiedyś marzyłem by tam zamieszkać: przejście graniczne między Italią i Francją położone dosłownie na brzegu Morza Śródziemnego. Prawie się udało. Wylądowałem koło dworca kolejowego w Mentonie. Stamtąd zszedłem do Morza i pomoczywszy nogi w wodzie zmieszanej z ogromną ilością jakichś organicznych brudów i oczyściwszy się jak się dało, zobaczyłem w odległości jakich pięciuset metrów TO miejsce. Nie poszedłem tam, bo wiecie - Ostroga. Autostrada we Francji była zdecydowanie bardziej przyjazna niż ta włoska, która składała się prawie wyłącznie z tuneli. Tu było ich dosłownie kilka i prawie wciąż co najmniej trzy pasy ruchu. Ruch był jednak potworny, jakby cała Europa postanowiła tu jechać w tym samym momencie. Zjazd z autostrady powitałem więc jak zbawienie. Ale wtedy dopiero zaczęła się Alejazda. Jechało się dokładnie tak, jak w osiemdziesiątych latach ubiegłego stulecia z Warszawy do Gdańska. Czułem się jak w pociągu. Wciąż przede mną i za mną te same samochody. Jednak ostatni trzydziestokilometrowy odcinek był pusty i jeszcze bardziej zakręcony. Nic. Na dziś wystarczy. Zajmę się posiłkiem i odpoczynkiem, bo jutro, prawdopodobnie będę w Paryżu.
czwartek, 15 sierpnia 2024
dzień trzeci (eppur si muowe)
06:55
Niby słońce już wstało i koguty pieją w sąsiedztwie na potęgę albo potencję, jednak od strony, w której to zrobiło są Alpy i trzeba będzie poczekać, aż ujrzę je w pełnej chwale. Potwierdza się obserwacja sprzed dziesięciu lat: tu jest słabe tło akustyczne. Tam gdzie mieszkam ptaki nadają z krótką tylko przerwą na sen. Tu, oprócz wspomnianych kogutów, poskrzekiwania kilku kawek czy srok i dobiegającego z oddali pohukiwania synogarlicy, nie ma nic. Ciekawość. Wczoraj powitał mnie młody dobrze wyglądający Włoch imieniem Carlo. Zaczepiałem go sportowo wspominając futbol i siatkówkę, ale nie reagował. Może dlatego, że po angielsku ani, ani. Dopiero Giada, młoda i bardzo konkretna dziewczyna zajęła się mną profesjonalnie i po angielsku. Z krótkiej pogawędki wynikało, że jej angielski jest dużo lepszy od mojego. Śniadanie zamówiłem na dziewiątą, więc mam przed sobą dwie godziny porannego lenistwa, które bardzo lubię. Potem, już spakowany do Lidla po coś PO goleniu i Abendwein (kilka tygodni temu odstawiłem Abendbier, co już dobrze robi na moją figurę w okolicach równika). Jeśli chodzi zaś o tankowanie gazu, to tutaj w stacjach można przebierać. Zatankowawszy, na Zachód. Planuję odwiedzić miejsce, w którym legendarny włoski wyczynowiec grał w kulki z Grawitacją. Może uda mi się zrobić fejsbukową relację na żywo?
18:50
Dziś, to Pan Nawigacja dał dupy. Dwa razy. Naprzód w Bolonii skierował mnie na nie ten zjazd, co poskutkowało wyjazdem i ponownym wjazdem na autostradę. Potem, przed Pizą, kazał zjeżdżać w rozebrany zjazd. W rezultacie, zamiast elegancką autostradą, musiałem jechać 90 km/h po drodze niby ekspresowej. Nic. do Pizy zajechałem, Krzywą Wieżę zwiedziłem (w Góglu wygląda dużo lepiej, a zwłaszcza bielej), magnes na lodówkę w kształcie Wieży, dla Córci kupiłem, i trochę zmokłem. Więcej w fejsbukowej Relacji Na Żywo. Nocuję dziś w Ceparanie. Podobno miasteczko, ale Pani Rita, która bardzo ładnie i po angielsku przyjęła mnie i wszystko wyjaśniła, mówi: "tu jest wieś" Faktycznie, z balkonu pełniącego tu rolę Smoking Area, widzę w sąsiedztwie Konia i słyszę Kury i Gęsi. Natomiast tuż za ogrodzeniem jest Winnica. Wypisz-wymaluj jak ta w Dobczycach, tylko większa. Zdjęcia powieszę jutro, albo innym razem. W ogóle to nazbierało się tych fotografii i myślę chyba powiesić je dopiero po powrocie. Abendwein kupione w Lidlu w Udine kończy się, wiec przyszedł czas na posiłek (mikrofala jest). I pewnie spać. Aha, w pokoju jest klimatyzacja, dzięki której trzydziestotrzystopniowy upał mi niestraszny. Jutro Francja.
środa, 14 sierpnia 2024
Dzień drugi (cały dzień w Alpach)
07:45
Odzwyczaiłem się od podróżowania. Lista rzeczy o których zapomniałem wydłuża się. Dziś odkryłem brak dezodorantu i maszynki do golenia. A gdybym na przykład zechciał pomoczyć się w jakimś akwenie, to tylko na golasa - nie wziąłem kąpielówek.
Pensjonat na wysokim poziomie, 535 m.n.p.m. Zaraz idę na śniadanie i ćwiczę jak po niemiecku zgłosić, że nie chcę mięsa. Oni tu po angielsku ani w ząb.
16:30
Okazało się, że nic nie pamiętam z przejazdu tą samą drogą sprzed pięciu lat, gdy wiozłem Wnuki na Sycylię. Dziś alpejskie widoki zapierające dech czułem i czułem radość z widoku takiego piękna. Udało mi się zatankować gaz, co wbrew pozorom w Austrii nie jest wcale oczywiste. W Austrii kupiłem też dezodorant i maszynki do golenia. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie mam nic PO goleniu. To znaczy, że jutro muszę odwiedzić jakąś perfumerię. Dzisiejszy nocleg ma prawie wszystko, jest nawet klimatyzacja w pokoju. Nie ma natomiast mikrofalówki i z przygrzaniem posiłku muszę kombinować. Siedzę przy stoliku wystawionym w cieniu, przed hotelem. Właściwie ze wszystkich stron dobiegają pomruki burzowe.
Zagadka 02.0
Jest takie miasto, Pcim, ale nie o nim będzie dzisiejsza zagadka. Miasto we Włoszech, które jeszcze wtedy nie było Włochami, zostało założone niedługo przed pierwszym Millenium. Nic nie słychać o jakichś pochodzących stąd wyczynowcach ani bataliach w zamierzchłych czasach w tej okolicy. Znalazłem jednak wzmiankę o tym, że od piętnastego do osiemnastego wieku było częścią Republiki Weneckiej. Po jej upadku częścią Królestwa Włoch, a potem Austrii.
.
wtorek, 13 sierpnia 2024
dzień pierwszy
8:15
Trochę niedobrze, że odkładałem zakup euro i pakowanie do ostatniej chwili. Okazało się bowiem, że w miejscu dzisiejszego noclegu zamykają o piątej. Gógiel mówi o tym, że będę jechał ponad sześć godzin. Wychodzi więc na to, że (ach jej) zaraz muszę jechać.
19:30
Oczywiście musiałem pobłądzić w Bratysławie. Tak to jest, gdy się nie słucha Pana Nawigacji. Myślałem, że na Wiedeń, a trzeba było na Budapeszt. W rezultacie straciłem ponad godzinę i do Waldpension Stachl dojechałem koło szóstej. Jeszcze tylko krótka wycieczka do Bankomatu po parę €, bo oczywiście w Kraju nie zdążyłem, i już mogłem się zalogować pełną gębą. Oni tu pobierają 3€ za niewiadomoco. Siedzę więc sobie na werandzie na parterze, bo tu jest porządny Internet. Na parkingu przed Pensjonatem zbieranina: są auta z Węgier, Słowacji, Austrii i oprócz mojego jedno z Polski, z Nowego Targu. Zagadki dziś nie będzie. Nie chce mi się kombinować. Powieszę jeszcze tylko parę zdjęć. Jutro już Włochy.
poniedziałek, 12 sierpnia 2024
sobota, 10 sierpnia 2024
10.08.24 licznik -3
No i jak tu nie jechać?
Ubezpieczenie wykupione. Winiety wykupione. Czuję lekkie i miłe podniecenie. Jeszcze tylko puścić pranie, żeby do wtorku wyschło. Jeszcze tylko spakować się, ale to w poniedziałek. We wtorek jadę. We wtorek także licznik cudownie zmieni się z zera na jeden.
Zagadka -3.0
Pierwszy nocleg jest zaplanowany w Leśnym Pensjonacie w austriackich Alpach. Gdzie to jest?
piątek, 9 sierpnia 2024
09.08.24. licznik -4
Albo weźmy słownik nieparlamentarny. Już ze zdefiniowaniem takich słów jest kłopot, to jest, ja mam kłopot. Czy bowiem słowa mogą być niedobre? - nie, wszystkie są równoprawne, a ich niedobrość jest tylko konwencją, umową w myśl której niektórych używać nie wypada. Nie wiem tylko kto i z kim i kiedy się umawiał, bo na pewno nie ze mną. Gdzieś przeczytałem o tym, że Chińczyk, nie znający polskiego, nie ma co powiedzieć gdy cegła spadnie mu na stopę. Nasz siatkarz Tomek Fornal przejdzie do historii jako genialny motywator. Jego "dawać, kurwa, napierdalamy się z nimi, kurwa" to wyrażone w jakimś natchnieniu pozytywne emocje budujące drużynę. I Drużyna zaczęła grać jak natchniona i na pełnej kurwie wygrała.
czwartek, 8 sierpnia 2024
08.08.24. licznik -5
Zagadka -5.0
Jest takie miasteczko na trasie Podróży, które uchodzi za najcieplejsze na Lazurowym Wybrzeżu. Słynie z cytrynowego festiwalu odbywającego się w lutym i całorocznego Muzeum, w którym wiszą Picasso i Modigliani. Jakie to miasteczko?
środa, 7 sierpnia 2024
07.08.24. licznik -6
Zagadka -6.0
Od wielu lat myślę o tym, że najlepszym miejscem do mieszkania są Ciepłe Kraje. Początkowo, jakieś dwadzieścia lat temu, myślałem o Sycylii, jednak pięć lat temu byłem na tej wyspie i przestałem. Jeszcze wcześniej marzyłem o zamieszkaniu na pewnym Pograniczu. Tak, aby dom miał dwoje drzwi frontowych każde w innym Kraju, z południowych okien widać było morze, a z północnych góry. Tegoroczna Podróż zwiedzi to miejsce. Gdzie ono jest?