07:05
Koło północy obudziła mnie niska temperatura w pokoju. Wyłączając klimatyzator stwierdziłem 24 st.C, żeby tak w domu, a jeszcze zimą. Tutejszy wschód słońca jest jeszcze bardziej zasłonięty masywem Apeninów, niż wczorajszy Alpami. Nie słychać żadnych wiejskich odgłosów, może dlatego, że o jakie dwieście metrów przebiega autostrada.
18:30
Ostatnie pięćdziesiąt kilometrów to była droga przez mękę, albo droga do piekła. Przyjechałem jakąś godzinę temu i do tej pory kręci mi się w głowie. Doświadczenie z Perugii, gdzie nie było kawałka płaskiego, tu zostało spotęgowane brakiem kawałka prostego. Jednym słowem w Bargemon jestem po raz pierwszy i ostatni. Nigdy więcej. Powitała mnie para: Filip i Sebastian, a później zeznali, że są także małżeństwem. Gdy powiedziałem, że w Polsce takie rzeczy są niemożliwe, bardzo się dziwili. Zjechałem z autostrady w Ventimiglia i runąłem w dół do Morza. Chciałem zwiedzić miejsce o którym kiedyś marzyłem by tam zamieszkać: przejście graniczne między Italią i Francją położone dosłownie na brzegu Morza Śródziemnego. Prawie się udało. Wylądowałem koło dworca kolejowego w Mentonie. Stamtąd zszedłem do Morza i pomoczywszy nogi w wodzie zmieszanej z ogromną ilością jakichś organicznych brudów i oczyściwszy się jak się dało, zobaczyłem w odległości jakich pięciuset metrów TO miejsce. Nie poszedłem tam, bo wiecie - Ostroga. Autostrada we Francji była zdecydowanie bardziej przyjazna niż ta włoska, która składała się prawie wyłącznie z tuneli. Tu było ich dosłownie kilka i prawie wciąż co najmniej trzy pasy ruchu. Ruch był jednak potworny, jakby cała Europa postanowiła tu jechać w tym samym momencie. Zjazd z autostrady powitałem więc jak zbawienie. Ale wtedy dopiero zaczęła się Alejazda. Jechało się dokładnie tak, jak w osiemdziesiątych latach ubiegłego stulecia z Warszawy do Gdańska. Czułem się jak w pociągu. Wciąż przede mną i za mną te same samochody. Jednak ostatni trzydziestokilometrowy odcinek był pusty i jeszcze bardziej zakręcony. Nic. Na dziś wystarczy. Zajmę się posiłkiem i odpoczynkiem, bo jutro, prawdopodobnie będę w Paryżu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz