piątek, 27 marca 2015

dwudziesty siódmy marca

Pierwsza wiosenna ulewa. Pierwsza wiosenna burza. Pierwsze koty za płoty. 
W pracy coraz lepiej. Przyszedł dziś do mnie Właściciel i mówił o tym, że coś trzeba zrobić, w domyśle: natychmiast. Wysłuchałem i powiedziałem: po kolei, teraz robię co innego. Przyznał mi rację i powiedział, że podoba mu się takie podejście do pracy. Rano mierzyłem w Ząbkach dom który jest ruiną, a już za trzy miesiące ma być pałacem. Będę do tego domu projektował świetlik - piramidę z aluminium i szkła. Pochwalę się swoją niewiarygodną kompetencją. Rad-em. Byłem dziś u Haneczki. Jest przytomna. Pogodziła się już z pampersami i, co dziwne, zeznaje o lęku jaki czuje przed powrotem do domu. Widocznie tak już przyzwyczaiła się do szpitalnej codzienności, że boi się odmiany.
Nic. Zaraz biorę się za zmywanie, bo w moim starokawalerskim gospodarstwie, podobnie jak w męskim akademiku, naczynia zmywa się przed posiłkiem. Później przygotuję sobie jakieś jedzenie i zacznę zbierać się do spania. Nic już dziś nie narysuję. Jestem krańcowo wyczerpany i niewyspany. Z hamulcem zacznę walczyć w środku nocy, jak się samoczynnie obudzę.

8 komentarzy:

  1. Nie wątpię, że Haneczka odnosi się do tych precyzyjnych raportów tak samo jak Właściciel Firmy.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. A! W razie gdyby trafił tu ktoś niezorientowany, wyjaśniamy, że zeznający o starokawalerstwie Autor jest żonaty nieprzerwanie od jakichś czterdziestu lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Napiszę jak jest, bo powyższa konstatacja jest nie na temat i Niezorientowanych może wprowadzić w błąd.
    De iure - tak. Dwudziestego piątego grudnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego roku został zawarty związek małżeński pomiędzy mną i jedną kobietą. Związek ten nie został formalnie rozwiązany do dziś, czyli trwa od ponad czterdziestu lat.
    De facto zaś, został rozwiązany w połowie lipca dwa tysiące czwartego roku, w dniu, w którym wzmiankowana kobieta wyrzuciła mnie z domu krzycząc: "KOŚCIELNY ROZWÓD TEŻ DOSTANĘ". Moim zdaniem czyniąc to sprzeniewierzyła się przysiędze w której było jakoś tak: "i że nie opuszczę cię aż do śmierci". I tego zdania będę się trzymał do czasu gdy kto mnie przekona, że nie mam racji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm. Przyznam, że nieco rozbawionam. Znaczenie terminów konstatacja i de facto jest mi zrozumiałe. Zostały użyte w kontekście różnych sytuacji. To jest zabawne. Dla mnie pewnym jest, że Autor jest żonaty, zatem kawalerem być nie może.
      Nie zaskoczyło mnie użycie pojęcia starokawalerstwo w sytuacji związanej ze zlewem pełnym naczyń.
      Znajomość zalet i wad autora, oraz wielka dlań sympatia powoduje, że dobrodusznie przyjmuję kolejny dowód na traktowanie przezeń płci przeciwnej w sposób charakterystyczny. Nie użyję wyrazu przedmiotowy, ale pobłażliwy od dawna pobrzękuje mi za uszami.
      Niemniej faktem jest, że w kontekście wspomnianych wcześniej naczyń, starokawalerstwo możemy kojarzyć z brakiem "przedmiotu" do umycia wspomnianych. A.

      Usuń
    2. Po starej znajomości życzliwie radzę: nie brnij w to. Moje gospodarstwo Jest starokawalerskie. A może Ci się zrobić głupio w twarzy stwierdzenia: unieważnienie małżeństwa jest trudne, ale to ja pracuję nad tym, a rozwód cywilny Jest w toku.

      Usuń
    3. Wcale, ale to wcale, mi nie jest mi głupio. Wszak to zwiastowałeś. :D
      A brnąć będę sobie w to, w co będę chciała. :D

      Usuń
  4. Jak to każdy widzi, co chce widzieć. Nawet na obrazku osoby zapracowanej aż do fazy przedświtowej bezsenności (jak znajomo), zajeżdżonej po szpetnych podstołecznych osadach, być może nawet poddającej się wobec niektórych zjawisk domowych, można zobaczyć "przedmiotowe traktowanie", jak się chce. A czyż na podstawie długotrwałej Osobistej Znajomości nie dałoby rady zobaczyć tęsknoty za opiekuńczą ręką, która potrafi zorganizować to i owo?
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak jużeśmy się tak rozgadali i niektórzy mają weekend, to przypominam Autorowi o jednym Psie, którego zagadka do połowy rozwiązana czeka na resztę.

    OdpowiedzUsuń