piątek, 5 listopada 2021

piąty listopada

 Dziś od rana ( DZIĘKI YUTUBO ) poprawiam sobie już i tak dobry nastrój słuchając najnowszych utworów ABBY. Pamiętacie moją wizytę w sztokholmskim muzeum? Wydawało się tam, że ten projekt to już tylko posąg, pomnik, czy jakoś tak. Że już nic i nigdy się nie zmieni, chociaż sądząc z przewagi młodzieży wśród zwiedzających ta myśl była może nieuprawniona. Wszak można ich spuściznę czytać wciąż na nowe, współczesne sposoby, a współczesność to continuum i nigdy się nie kończy, i wciąż się zmienia. Nikt nie przypuszczał, że po czterdziestu latach tych czworo artystów zechce podzielić się z Ludzkością czymś nowym i starym jednocześnie. Jest w ich muzyce coś, co pozwala rozpoznać wykonawcę po kilku zaledwie taktach. (Coś podobnego wywołują także produkcje ELO czy McCartneya.) Jedno mam za pewnik: przebojów z tego nie będzie. Jednak chyba nie o to chodziło. Jak przypuszcza recenzent GW chodziło tu o pożegnanie, a ja myślę, że nagrali ten album z ich wewnętrznej potrzeby ponownego odezwania się do publiczności i wcale nie jestem pewny czy na tym jednym albumie się skończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz