sobota, 26 listopada 2016

dwudziesty szósty listopada

Miałem o tym pisać wczoraj. Wyszło inaczej. To napiszę teraz.
TADAM
Chwila wspomnień.
Przypomniał mi się zapach, czar i nastrój RozpoczynającegoSięŁykendu w Domu. Tu informuję Młódź i na wypadek zapomnienia również Wiek o tym, że w tych zamierzchłych czasach łykend zaczynał się w sobotnie popołudnie i trwał nieprzerwanie do niedzielnego wieczoru. Gdy dziesięcioletni wracałem ze szkoły lub ze szkoły muzycznej do domu, wiedziałem o tym, że aż do niedzielnej kolacji Nic nie będę Musiał i Nigdzie nie będę się Spieszył. Z lubością zmieniałem obuwie na domowe, przebierałem się w ubranie również domowe i chłonąłem naprzód Zapach gotowanych przez mamę smakołyków. Najmocniej utkwił mi w pamięci Zapach Kapuśniaku w zaparowanej Kuchni. Nie wiem czy mama dobrze gotowała. Nie miałem z czym porównać. Jednak to wszystko co z jej ręki zjadałem smakowało mi. Było Wyborne. Zasiadałem więc przy laminowanym i nieprzykrytym Stole Kuchennym i po chwili napychałem się tymi pysznościami. Sobotni obiad zjadałem zwykle samotnie, bo brat nie miał zajęć po szkole i obiadał wcześniej, a ojciec jak zwykle chrapał już w fotelu przed telewizorem. Jak zwykle próbowałem czytać. Jednak mama była przeciwna temu zwyczajowi i powtarzała: "przy jedzeniu się nie czyta". Któregoś razu, zakręcona powiedziała zaś: "przy jedzeniu się nie je" i mieliśmy z tego oboje dużo śmiechu (dziś się mówi Bekę). Rozmawialiśmy więc, a jakże. Dzieliłem się z mamą swoimi pomysłami zapłodniony dostanymi od niej książkami. Jedną czy drugą pamiętam szczególnie. Z fizyką za pan brat jakiegoś Niemca.( Sprawdziłem w Góglu: Z fizyką za pan brat)
I drugą o chemii, ale nie pamiętam tytułu, choć pamiętam, że autorem był Rosjanin. Mama była doskonałym interlokutorem. Zadawała dobre pytania i dawała sobie tłumaczyć to, co ja już wiedziałem a ona jeszcze nie. Tak. Zapach. Jakoś mocniej pamiętam zapachy spożywcze, zwłaszcza zup. Weźmy taki Krupnik. Toż to poezja.
 Czar polegał na tym, że podczas łykendu moje wrodzone lenistwo kwitło wniebogłosy. Brałem jakąś książkę i zalegałem lub zasiadałem na miękkim i wygodnym meblu i napychałem się Słowem Drukowanym. Albo, w sprzyjających Okolicznościach Przyrody, wychodziłem do Ogrodu i pasłem wszystkie zmysły widokami drzew nie tylko owocowych, Odgłosami z ulicy po której, na przykład, mieszkający na samym jej końcu Pan Roszkowski prowadził krowy z pastwiska na wieczorny Udój, Zapachami dojrzewających jabłek ze szczególnym uwzględnieniem Antonówek, które w określonym czasie należało z drzewa zdjąć i umieścić w najostatniejszej piwnicy na najgórnieszej półce by już na Boże Narodzenie mieć z nich pyszną Szarlotkę, Dotykiem jednej z gałęzi Orzecha Włoskiego z której urządziłem sobie drążek do ćwiczeń.
Nastój był, tak jak teraz łykendowy jednak mam wrażenie, że Bardziej.

O pierwszej po południu. Taka oskoma mnie wzięła, że nie wyobrażam sobie abym mógł robić dziś co innego niż gotowanie Kapuśniaku. Biegnę więc zaraz do najbliższego Bazarku po produkty i marzę o tym by już niedługo  mój węchowy receptor rozpoznał zapamiętany z dzieciństwa zapach w zaparowanej kuchni. A potem Smak.

O czwartej po południu. Kapuśniak dochodzi. Kuchnia a nawet Całe Mieszkanie kapuśniakowo zaparowane. Zapach gęsty choć gwoździe wbijać i miły. Smutna informacja z Reguł. Umarł Pan Marek, mąż siostry mojej byłej żony. Był mi zawsze wyjątkowo bliski. Taki Zwyczajny i Normalny. Trzeba będzie na pogrzeb.

14 komentarzy:

  1. wspomnień czar. piękne wspomnienia z dzieciństwa. wtedy wszystko było najlepsze.emi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - nie można było wyjść samemu w wiele miejsc,
      - nie miało się swoich pieniędzy,
      - nie można było wybierać sobie jedzenia, ubrania, zajęć itd.
      - nie można było uzyskać odpowiedzi na większość ważnych pytań, w związku z tym nie rozumiało się zdarzeń i zjawisk i nie można było niczego przewidzieć,
      - nie można było oglądać większości programów w telewizji,
      - w ogóle nie można było decydować o sobie w przeważającym zakresie, a i planowanie czegokolwiek można sobie darować.
      Czar bycia biernym i bezwłasnowolnym obiektem jest taki, że aż skry lecą i miotły same fruwają. Nic dziwnego, że tak powszechna jest tęsknota za opisanym stanem.
      -- T.I.

      Usuń
    2. to zależy, jakie ktoś miał dzieciństwo i jak go opiekunowie ograniczali.ja mam dobre wspomnienia i nie wspominam źle zakazów. nie zabraniano mi aktywności i często ulegano moim kaprysom. Każdy ma swoje wspomnienia. moje są bardzo dobre. Emi.

      Usuń
    3. Z fruwających mioteł wywodzę niesamowity umysł, piekielną inteligencję i nieobliczalne poczucie humoru Komentatora --T.I. Jestże on ode mnie Bardziej? To fascynujące.

      Usuń
    4. Też Inżyniera nie poznaje Autor? Stałego składnika Frekwencji?
      -- T.I.

      Usuń
    5. Jako postronna, średnio inteligentna obserwatorka, odważę się powiedzieć, że nie wiem który Bardziej. Jedno jest pewne: nikt nie może wątpić, że Obaj urwaliście się z jednego konaru drzewa genealogicznego. Chociażby przykładowe uczulenie jednego na "pozdrawiać", drugiego na "polecać". Pozdrawianie już tu zostało rozpracowane. Polecanie jest wyrazem wieloznacznym i oznacza nie tylko «powiedzieć komuś, żeby coś zrobił» , ale też «przedstawić kogoś lub coś w korzystnym świetle».
      Podoba mi się obecna atmosfera na blogu. Bardzo stymulująca.
      Zastanowiłam się, czy ja też mam jakiś językowy alergen? Błyskawiczne olśnienie - Tak, jest! I jaki na czasie!
      Był okres, gdy uporczywie zwracałam uwagę, że Z wielkiej/dużej litery można co najwyżej zeskoczyć, a zdanie zaczynamy OD wielkiej/dużej litery lub Wielką/Dużą literą.
      W momencie uświadomienia, że używanie formy Z stało się zwyczajem językowym i zwyczajowo poprawne, odpuściłam sobie i nawet czasami używam, ale zawsze z jakimś wewnętrzny oporem.
      Tak się cieszę, że też mam swojego Fioła. :D

      Usuń
    6. Też Inżynierze, myślisz, że Autor Cię nie poznał?
      Ja byłam pewna, że komentarz skierował świadomie do Ciebie. :)

      Usuń
    7. Prawdę powiedziawszy rzeczywiście nie poznałem. Ale. Czy to, co napisałem jest przez to mniej ważne? Czy nie jest Prawdą?

      Usuń
    8. Fascynujące jest to, że Autor we wspomnianym zakresie wie Na Pewno co jest Prawdą.
      Prawda, to zgodność naszych myśli z rzeczywistością.
      A z tą rzeczywistością nie jest taka prosta sprawa. Często nie jest jednoznaczna, jest względna.
      Także ten.....

      Usuń
    9. Jestem prostym Inżynierem, co nie zmienia prawdziwości tego Inżynierstwa. Nie jestem Filozofem i dlatego moje rozważania o tym, co to Prawda, były, są i będą, najczystszej wody amatorszczyzną. W moim rozumieniu prawdziwe jest zdanie: 0 = 0.
      No to jeszcze raz.
      Czy nie jest prawdą, że Też Inżynier ma niesamowity umysł, piekielną inteligencję i nieobliczalne poczucie humoru?

      Usuń
  2. Proszę pana. To bardzo interesujący wpis. Wszyscy wspominamy dzieciństwo. Szczególnie wtedy, gdy wspomnienia są miłe.
    Ja odniosę się do stylu, jaki pan preferuje w swoich tekstach. Zaczerpnięcie od pana Aleksandra maniery pisania nazw pospolitych dużą literą jest ciekawe.
    U Kubusia Puchatka, Misia o Bardzo Małym Rozumku, który lubił rzeczy w ten sposób czynić Ważnymi, mógł być wzruszający i zabawny.
    Tak też może być w pana piśmie. Ale czy nie ma miejsca tu niejaka przesada? Czytając mam wrażenie, że oglądam rokokowy ołtarz kapiący ozdobami.
    To jest jednak pana blog i może pan tu robić, co pan chce. To już wiemy.
    Nie odmówię sobie informacji, że po przeczytaniu wyrażenia „lenistwo kwitło wniebogłosy” zaparło mi dech w piersiach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie litery w środku zdania pisał też mentor mojej młodości i do dziś ulubiony pisarz, Pan Stanisław.
      A Panine zaparcie tchu w piersiach pochlebia mi. Dzięki.

      Usuń
    2. Pani Zofio, lubię Panią.

      Usuń
  3. Dopiero przeczytałam informację z czwartej. Przykro mi.

    OdpowiedzUsuń