piątek, 9 grudnia 2016

chwila wspomnień

Od dwa tysiące szóstego, przez kilka lat z rzędu brałem udział w krakowskim Festiwalu Kultury Żydowskiej. Zaczęło się od koncertu na który poszedłem korzystając z zaproszenia, które córka dostała w pracy. Coś nie jest tak, pomyślałem wchodząc do sali koncertowej. Podejrzliwie spoglądało na mnie towarzystwo Panów we frakach i Pań w sukniach wieczorowych. Ubrany w powyciągany tiszert, powycierane dżinsy i sandały, poczułem się nieswojo. Jednak w zaproszeniu nie było sugestii dotyczących stroju. Pomyślałem więc nie zwracać na nic uwagi i zacząłem szukać miejsca przypisanego do zaproszenia. Miejsce znalazłem szybko. Było w pierwszym rzędzie i doskonale oznakowane nazwą firmy w której pracowała córka. Gdy zobaczyłem jak były oznakowane miejsca sąsiednie poczułem się jeszcze bardziej nieswojo. Po prawej Ambasador bodajże Kanady, po lewej Arcybiskup. Cóż było robić, zająłem miejsce. Pierwszą część koncertu przesiedziałem z zamkniętymi oczami i zatopiony w muzyce nie myślałem o niczym więcej. Po przerwie jednak usiadłem na nieoznakowanym, gdzieś z tyłu, pod ścianą, miejscu i od tej chwili poczułem się dużo lepiej. Następnego dnia, na inny koncert w tym samym miejscu poszedłem już w wyprasowanej koszuli, porządnych spodniach i Krawacie, ale siedziałem już w kąciku starając się nie rzucać w oczy nikomu. Muzyka była wspaniała: kwartety smyczkowe, koncerty i sonaty na skrzypce, wiolonczele i altówki z Fortepianem. Podjarany wchłoniętymi doznaniami, trzeciego dnia Festiwalu, poszedłem na Koncert w Synagodze. Za wejście trzeba już było zapłacić jakieś spore pieniądze, a też kupić fizelinową Jarmułkę ze spinką do przypinania do włosów. Od razu nasunęła mi się myśl taka: do niektórych głów bardziej by pasowała taśma samoprzylepna zamiast spinki. Po wejściu zaczęły się Zdumienia i coraz większe towarzyszyły mi do końca koncertu. Muzykę robił chór kilkunastu chłopców i jednego Starego Żyda. Wszyscy w strojach i fryzurach organizacyjnych. Wrażenia miałem niesamowite. Pierwszy raz w synagodze z zachwytem oglądałem scenografię. Pierwszy raz widziałem w jednym miejscu tylu prawdziwych Żydów i Żydówek, a jeszcze mówiących po angielsku. Pierwszy raz słuchałem Takiej Muzyki i Tak wykonanej. Gdy na zakończenie kierownik chóru najpierw zapowiedział po angielsku, a później zaczął śpiewać Szalom Alejchem, bez namysłu wstałem tak jak wszyscy i jak wszyscy śpiewałem. Poczułem Radość. Z tamtego koncertu zostało kilka zdjęć. Niestety wszystkie na twardzielu Komputera Który Jest Zepsuty.
Kilka lat później w towarzystwie znanej i lubianej uczestniczki tego bloga, w przeciwieństwie do niej, nie zdałem egzaminu z żydowskiego tańca na Szerokiej, ale to już zupełnie inna historia. 
Cały dzień kombinowałem i dokombinowałem do tego, że przecież powinienem mieć  fotografie z 2006 na płytach. Po powrocie z roboty do płyt. Zdjęć z synagogi nie znalazłem. Jeszcze nie wieczór, ale już mi się nie chce dalej dziś szukać. Znalazłem za to mnóstwo innych ciekawostek. To może zamieszczę ku uciesze licznie zgromadzonej Frekwencji. Krynica Morska 2010 albo 2009

Kozłówka 2008

 
Kozłówka 2008
w drodze do Kazimierza W
 Kazimierz W 2008
 
Żyrardowska Notre Dame 2006

W łazience 2006


Babcia i prababcia po kądzieli:

5 komentarzy:

  1. bardzo ciekawe wspomnienia. emi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpis interesujący, to prawda. Nawet z elementami komicznymi.
    Pan Toniezabawa lubi dużo pisać i robi to nieźle.
    Dla mnie wystarczyłaby krótka odpowiedź napisana w październiku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyście zauważyli? Duży Pan.
    Na żądanie jestem gotów opublikować( oczywiście za zgodą Pani Z) całą październikową z nią korespondencję z której wynika coś zgoła innego niż imputuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. czy może być babcia i prababcia po mieczu? emi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Babcią po mieczu jest, jak sądzę, mama ojca.

    OdpowiedzUsuń